2. Otwarta Księga(1)(2), Stephenie Meyer, Midnightsun
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
2.OTWARTA KSIĘA
Opierałem się plecami o miękką śnieżną skarpę, pozwalając by
suchy puch odtworzył kształt mojej sylwetki. Moja skóra
pasowała temperaturą do powietrza wokół mnie, a malutkie
okruchy lodu odczuwałem niczym aksamit pod moją skórą. Niebo
nade mną było czyste, rozświetlone przez gwiazdy, miejscami
połyskując niebiesko, a gdzieniegdzie żółtawe. gwiazdy tworzące
majestatyczne, wirujące kształty, na tle, czarnego wszechświata -
obłędny widok. Doskonale piękny. Albo raczej powinien być
doskonały. Byłby, gdybym był w stanie naprawdę go zobaczyć.
Wcale nie poczułem się lepiej. Minęło sześć dni, przez sześć dni
ukrywałem się tutaj w pustej, dzikiej Denali, a moja wolność
wciąż nie powracała, wolność, którą miałem zanim poznałem jej
woń. Kiedy patrzyłem się w obsypane klejnotami niebo, to było
tak, jakby była jakaś przeszkoda pomiędzy moim wzrokiem a tym
pięknem. Tą przeszkodą była twarz, przeciętna ludzka twarz,
której najwidoczniej nie byłem w stanie wypędzić z moich myśli.
Usłyszałem zbliżające się myśli, zanim wyłapałem kroki, które im
akompaniowały. Odgłos ruchu był tylko słabym szeptem na
śnieżnym puchu. Nie było dla mnie niespodzianką, że Tanya
podążyła za mną tutaj. Wiedziałem, że przez te kilka dni dużo
rozmyślała o nadchodzącej rozmowie, odkładając ją do czasu aż
będzie pewna tego, co ma mi do powiedzenia.
Namierzyła swój cel sześćdziesiąt jardów wcześniej, skacząc na
koniuszki czarnych skał i huśtając się tam na swych bosych
stopach.
Skóra Tanyi była srebrna w świetle gwiazd, a jej długie, blond
kręcone włosy blado lśniły, prawie że różowe z truskawkowymi
pasemkami. Jej bursztynowe oczy zamigotały jakby paląc się na
śniegu, gdy spojrzała na mnie, a jej pełne usta powoli rozciągnęły
się w uśmiechu. Przepiękna. gdybym tylko był w stanie ją
zobaczyć.
Westchnąłem.
Przykucnęła na końcu skały, jej palce u stóp dotykały kamieni. Jej
ciało nienaturalnie się naprężyło.
Kula armatnia - pomyślała
Wystrzeliła w powietrze, jej postać pociemniała, wyglądała jak
szybko obracający się cień, kiedy z gracją zrobiła fikołka
pomiędzy mną a gwiazdami. Zwinęła się w kulkę, taką samą jak
kula śnieżna, którą we mnie rzuciła. Zamieć ta przeleciała nade
mną. gwiazdy poczerniały a ja byłem głęboko zakopany pod
puszystym lodem. Ponownie westchnąłem, ale nie ruszyłem się,
by wygrzebać się na zewnątrz. Czerń pod śniegiem ani mnie nie
raniła, ani nie zmieniła mojego widoku. Wciąż widziałem tę samą
twarz.
-Edward?
Tanya szybko wygrzebała mnie z pod śniegu. Strzepnęła puch z
mojej nieruchomej twarzy, nie bardzo patrząc mi w oczy
-Przepraszam. –wyszeptała –to był żart.
-Wiem. Całkiem zabawny.
Jej usta wykrzywiły w grymasie.
-Irina i Kate powiedziały mi, żebym zostawiła cię w spokoju.
Myślą, że cię drażnię.
-Nie –zapewniłem ją –Przeciwnie. To ja źle się zachowuję, wręcz
paskudnie. Przepraszam.
Wracasz do domu, prawda? -pomyślała
-Jeszcze...niezupełnie...się zdecydowałem.
Ale nie zostaniesz tutaj. Jej myśli były teraz pełne tęsknoty i
smutku.
-Nie. Raczej to mi nie...pomaga.
Wykrzywiła usta
-To moja wina, prawda?
-Oczywiście, że nie -Płynnie skłamałem.
-Nie bądź takim dżentelmenem
Uśmiechnąłem się .
Czujesz się przeze mnie zakłopotany, oskarżyła się.
-Nie.
Podniosła jedną brew, a jej wyraz twarzy stał się taki
niedowierzający, że musiałem się zaśmiać. Krótki śmiech zaraz
po następnym westchnięciu.
-Dobra -przyznałem –może trochę. Ona również westchnęła i
oparła brodę na swych dłoniach. Jej myśli były zasmucone.
-Jesteś tysiąc razy cudowniejsza niż gwiazdy, Tanya. Ale
oczywiście jesteś tego świadoma. Nie pozwól by moja
uporczywość osłabiła twoją pewność siebie.-Zachichotałem, bo
było to raczej mało prawdopodobne.
-Nie będę zaprzeczać –zamruczała, a jej dolna warga wygięła się
w pociągający sposób.
-Z pewnością nie -zgodziłem się, starając się przy tym
zablokować jej myśli w czasie gdy ona przebierała we
wspomnieniach z jej tysięcy udanych zalotów. Zazwyczaj Tanya
wolała człowieczych mężczyzn –było ich więcej, przeważnie
ciepli i delikatni i zawsze chętni, na pewno.
-Sukub -Podroczyłem się z nią, mając nadzieję, że przerwie to
migoczące obrazy w jej głowie. Wyszczerzyła zęby w uśmiechu.-
Oryginalny
W odróżnieniu od Carlisle'a, Tanya i jej siostry nieco później
odnalazły swoje sumienie. Dopiero potem to zamiłowanie do
ludzkich mężczyzn, sprawiło, że sprzeciwiły się mordowaniu.
Teraz mężczyźni, których kochają...żyją
-Kiedy się tu pojawiłeś, –zaczęła powoli Tanya –myślałam, że...
Wiedziałem, że właśnie tak pomyśli. Powinienem przewidzieć, że
właśnie tak to odczuje. Ale nie byłem wtedy wstanie trzeźwo
myśleć.
-Pomyślałaś, że zmieniłem zdanie.
-Tak-popatrzyła na mnie z pode łba.
-Czuję się okropnie, że niszczę twoją nadzieję, Tanya. Nie chcę
cię zranić. Nie pomyślałem. Po prostu odszedłem...w pośpiechu.
-Nie oczekuję, abyś miałbyś mi powiedzieć czemu...?
Usiadłem i objąłem rękoma nogi, skrzywiłem się –Nie chcę o tym
rozmawiać.
Tanya, Irina i Kate miały duże doświadczenie, w kwestii życia, do
którego musiały się tak bardzo zaangażować. Czasem w
niektórych sprawach, były lepsze nawet od Carlisle'a. Mimo ich
nienormalnej bliskości z sąsiedztwem, na którą dopuściły się z
tymi, którzy powinni być –raz tak było –ich ofiarami, ani razu nie
popełniły błędu. Byłem zbyt zawstydzony aby wyznać moją
słabość przed Tanyą.
-Problemy z kobietami? -zgadywała, ignorując moją niechęć.
Zaśmiałem się ponuro
– Nie w sposób jaki myślisz.
Siedziała cicho. Słuchałem jej myśli, kiedy to zgadywała o co mi
chodziło, interpretując każde moje słowo.
-Nie zgadniesz -powiedziałem jej.
-Może mała podpowiedź?
-Proszę, daj spokój Tanya.
Znów ucichła, wciąż spekulując. Zignorowałem ją, na próżno
starając upajać się pięknem gwiazd. Poddała się po chwili ciszy, a
jej myśli skierowały w inne rejony życia. Gdzie masz zamiar się
udać? Wrócić do Carlisle'a?
-Nie sądzę.-wyszeptałem
Gdzie mógłbym pojechać? Nie mogłem wymyślić żadnego
miejsca na całej Ziemi, które mogłoby mnie zainteresować. Nie
było niczego co chciałbym zobaczyć bądź zrobić. Bo nie ważne
gdzie bym poszedł, uciekałbym tylko od problemu. Czułem do
siebie odrazę. Kiedy stałem się takim tchórzem?
Tanya zarzuciła swoje smukłe ręce na moją szyję. Zesztywniałem,
ale nie uchyliłem się od jej dotyku. Dla niej było to, nic więcej jak
tylko przyjacielski odruch. Zazwyczaj.
-Myślę, że wrócisz, -powiedziała, jej głos trącił dawno
zagubionym rosyjskim akcentem –Nie ważne co to jest...albo kto
to jest...ciągle cię to prześladuje. Zmierzysz się z tym. To w
twoim stylu.
Jej myśli były stanowcze jak jej słowa. Próbowałem ogarnąć
wizję samego siebie, którą nosiła w swojej głowie. Ten, który ma
stawić wszystkiemu czoło, ruszy na przód. Przyjemnie było
ponownie pomyśleć o sobie w ten sposób. Przed tą feralną
godziną lekcji biologii, jeszcze zresztą nie tak dawno. Nigdy
wcześniej nie wątpiłem w moją odwagę czy zdolności, by
zmierzyć się z problemami.
Pocałowałem ją w policzek, odsuwając się szybko, kiedy
przechyliła się bliżej ku mojej twarzy, a jej usta ułożyły się
zapraszająco. Uśmiechnęła się smutno z powodu mojego
zachowania.
-Dziękuję ci Tanya. Chyba właśnie to potrzebowałem usłyszeć.
Jej myśli stały się podirytowane
-Nie ma za co. Tak myślę. Chciałabym, byś był bardziej rozsądny
w stosunku do niektórych spraw, Edwardzie.
-Przepraszam cię Tanya. Wiesz, że jesteś dla mnie za dobra. Po
prostu... nie znalazłem jeszcze tego czego szukam.
-Tak na wszelki wypadek, gdybyś odszedł za nim cię znowu
zobaczę...do widzenia Edwardzie.
-Do widzenia, Tanya -kiedy to powiedziałem, nareszcie mogłem
sobie to uświadomić.. Mogłem zobaczyć jak odchodzę. Byłem
wystarczająco silny, by wrócić do miejsca, w którym chciałem
być –Jeszcze raz, dziękuję.
Wstała i w jednym zwinnym ruchu uciekła, biegnąc przez śnieg
tak szybko, że jej stopy nie miały czasu, by mogły ugrzęznąć w
śniegu, nie
zostawiała za sobą żadnych śladów. Nie odwróciła się. Moja
odmowa zraniła ją bardziej, niż to sobie wyobrażała, wcześniej.
Nie chciałaby mnie jeszcze raz zobaczyć, zanim bym ostatecznie
odszedł.
Moje usta wykrzywiły się w smutku. Nie chciałem skrzywdzić
Tanyi, aczkolwiek jej uczucia nie były głębokie, zaledwie czyste i
wiem, że nie mógłbym ich odwzajemnić. To wszystko sprawiało,
że wciąż czułem się kimś mniej niż dżentelmenem.
Położyłem swój podbródek na kolana i znów zacząłem patrzeć w
gwiazdy, jednak wciąż byłem niespokojny. Wiedziałem, że Alice
na pewno zobaczy mnie wracającego do domu i rozgłosi nowinę.
Na pewno się ucieszą –szczególnie Carlisle i Esme.
Przypatrywałem się gwiazdom jeszcze przez jakiś moment,
próbując na nowo zobaczyć tę twarz. Pomiędzy mną a lśniącymi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]