1.Diana Palmer - Zbuntowana (1988) Calhoun&Abby, Palmer Diana, Long Tall Texans
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->DIANA PALMERZBUNTOWANAROZDZIAŁ PIERWSZYAbby zerkała nerwowo przez ramię. Kolejka do kasy teatru była bardzo długa, a onawymknęła się z domu podstępem, mówiąc Justinowi, że wybiera się do muzeum. Bogudzięki, Calhoun jest daleko. Jak zwykle pojechał gdzieś w interesach i miał wrócić dopieropóźnym wieczorem. Gdyby wiedział, co porabia jego podopieczna, na pewno byłby okropniezły.Abby uśmiechnęła się do siebie, zadowolona z własnej przebiegłości.Prawdę powiedziawszy, każdy, kto chce mieć do czynienia z Calhounem Ballengerem,musi być przebiegły. On i jego starszy brat Justin przyjęli Abby pod swój dach, gdy byłapiętnastoletnim podlotkiem. Niewiele brakowało, a zostaliby przybranym rodzeństwem.Widać jednak los chciał inaczej, bowiem matka Abby oraz ojciec młodych Ballengerówzginęli w wypadku samochodowym zaledwie dwa dni przed planowanym ślubem. Ponieważpo zrozpaczoną dziewczynę nie zgłosił się nikt z rodziny, Calhoun zaproponował bratu, bywzięli na siebie prawną opiekę nad nieletnią Abigail Clark, co też się stało, oczywiściecałkiem legalnie i zgodnie z literą prawa.Tak więc wedle prawniczej nomenklatury Calhoun był kuratorem Abby. Na jejnieszczęście tak bardzo przejął się tą rolą, że nawet nie zauważył, jak z nastolatki zmieniła sięw młodą kobietę.Abby westchnęła ciężko. Tu jest pies pogrzebany. Calhoun ubzdurał sobie, że trzebatrzymać ją pod kloszem. Przez ostatnie miesiące musiała wykłócać się z nim o każdą randkę.Jak on na nią patrzył, kiedy mówiła, że chce wyjść wieczorem z domu! Istna komedia. Nawetz natury poważny Justin podśmiewał się ze staroświeckich poglądów brata.Za to Abby w ogóle nie było do śmiechu. Zakochana po same uszy w Calhounie,bardzo przeżywała, że traktuje ją jak małe dziecko. Dwoiła się więc i troiła, by pod jego blondczupryną wreszcie zaświtało, że ona jest już kobietą. Wszystko na nic. Calhoun byłniewzruszony w swojej ignorancji.Abby niecierpliwie przestąpiła z nogi na nogę. Prawdę powiedziawszy, nie miałapojęcia, jak poderwać takiego faceta jak on. Wprawdzie nie był już takim kobieciarzem jak wczasach pierwszej młodości, ale nadal pokazywał się w nocnych klubach San Antonio wtowarzystwie szykownych ślicznotek. A Abby usychała z miłości. Na dodatek sama nie byłaani szykowna, ani śliczna. Niestety! Ot, przeciętnej urody dziewczyna z prowincji, któramimo nieprzeciętnej figury nie od razu rzuca się w oczy.Po długich deliberacjach wymyśliła wreszcie, jak przyciągnąć uwagę Calhouna.Sprawa jest prosta; musi stać się taka jak jego dziewczyny, czyli obyta i doświadczona.Możliwe, że realizację planu rozpoczęła nie najlepiej; występ męskiej rewii tanecznej zpewnością nie jest idealnym rozwiązaniem, ale w prowincjonalnym Jacobsville nie mawielkiego wyboru. Kiedy Calhoun dowie się, że widziano ją na takim przedstawieniu, możenareszcie pojmie, że ona wcale nie jest takim niewiniątkiem, za jakie ją uważa.Starannie wygładziła szarą kraciastą spódnicę i poprawiła schludny kok. Wiedziała, żedługie i gęste kasztanowe włosy są jej największą ozdobą, zwłaszcza gdy nosi jerozpuszczone. Właściwie duże szarobłękitne oczy też nie są złe. Podobnie jak przepiękna,brzoskwiniowa cera i ładnie wykrojone usta. Mimo tych niewątpliwych atutów i tak byłaświęcie przekonana, że bez pełnego makijażu wygląda blado i nieciekawie. Na dodatek biustma ciut większy, niżby sobie życzyła, a nogi trochę za długie. Jej przyjaciółki są raczej niskiei filigranowe, więc czasem czuła się przy nich jak tyczka. Zdegustowana, z niechęciąpomyślała o swojej powierzchowności. Szkoda, że nie jestem niewysoką, zgrabną ślicznotką,westchnęła.Zresztą, co tam. Ze swoją urodą wygląda na starszą, niż jest, co tego wieczoru będziena pewno dużym plusem.Na samą myśl tym, co ją czeka, zalśniły jej oczy. Bo wreszcie cóż złego w tym, żedziewczyna chce sobie popatrzeć na występ seksownych tancerzy? Przecież musi jakośzdobywać doświadczenie. A skoro Calhoun nie pozwala jej spotykać się z chłopakami, którzywiedzą, w czym rzecz, musi poszukać innych sposobów. Jej troskliwy przybrany brat bardzopilnował, by umawiała się wyłącznie z rówieśnikami, a kiedy już któryś po nią przyszedł,Calhoun najpierw długo mu się przyglądał, a potem robił niepotrzebne uwagi o tym, jakczęsto czyści broń, lub dosadnie wyłuszczał, co myśli o seksie przed ślubem. Nic więcdziwnego, że rzadko który chłopak miał ochotę umówić się z nią powtórnie.W lutym wieczory bywają chłodne nawet w południowym Teksasie. Abby zaczynałamarznąć, więc szczelniej otuliła się welwetową kurtką i uśmiechnęła porozumiewawczo dostojącej obok młodej dziewczyny, która podobnie jak ona dygotała z zimna. Kolejka przedTeatrem Wielkim była tego wieczoru wyjątkowo długa. Na nic zdały się liczne protestyoburzonych mieszkańców Jacobsville, którym nie podobał się pomysł wykorzystywaniajedynej sceny w mieście do tak frywolnych rozrywek. Ostatecznie obrońcy moralnościprzycichli, a młode kobiety stawiły się tłumnie, by na własne oczy przekonać się, czyolbrzymia popularność tancerzy jest w pełni zasłużona.Abby setny raz pomyślała sobie, że gdyby Calhoun zobaczył ją w tym miejscu, chybapadłby trupem. Blond czupryna stanęłaby mu dęba, a oczy ciskałyby gromy. Za to Justin, jakto Justin, przyjąłby całą sprawę ze stoickim spokojem.Fizycznie obaj bracia byli do siebie bardzo podobni: ciemnoocy, postawni, dobrzezbudowani. Mimo to Calhoun był znacznie przystojniejszy i weselszy. Małomówny Justinlubił samotność i rzadko szukał towarzystwa. Był wyjątkowo uprzejmy i szarmancki wobeckobiet, ale nigdy z żadną się nie umawiał. Całe miasteczko doskonale wiedziało, dlaczegoJustin Ballenger stał się takim odludkiem - wszystko zaczęło się od tego, że kilka latwcześniej Shelby Jacobs odrzuciła jego oświadczyny, czyli po prostu dała mu kosza.Działo się to w czasach, gdy Ballengerowie byli biedni jak myszy kościelne.Wprawdzie dzięki zmysłowi do interesów Justina i marketingowym zdolnościom Calhounazbili wkrótce olbrzymią fortunę na tuczu bydła, ale kiedy Justin uderzał w konkury, byłjeszcze bardzo ubogim chłopakiem. Lokalna plotka głosiła, że pochodząca z zamożnejrodziny panna nie widziała w nim odpowiedniego kandydata na męża. Justin przełknąłodmowę, ale od tamtego czasu bardzo się zmienił. Zamknął się w sobie i zgorzkniał. Abbynatomiast zupełnie nie potrafiła zrozumieć, dlaczego osoba tak sympatyczna jak ShelbyJacobs obeszła się ze starszym Ballengerem w taki sposób. Mimo to lubiła ją, podobnie jak jejbrata Tylera.Kiedy stojąca przed nią dziewczyna wreszcie kupiła bilet, Abby z ulgą sięgnęła dokieszeni po pieniądze. Już miała je podać kasjerce, gdy jakaś nieznana siła odciągnęła jąbrutalnie na bok.- Nic dziwnego, że ta kurtka wydała mi się znajoma! - Calhoun cedził słowa przezzęby, mierząc ją groźnym wzrokiem. - Jak to dobrze, że zdecydowałem się wracać przezmiasto. Gdzie Justin? - warknął. - Wie, że tu jesteś?- Powiedziałam mu, że idę na wystawę do muzeum - przyznała z rozbrajającąszczerością, patrząc Calhounowi odważnie w oczy. Czuła, że płoną jej policzki, ale tak byłozawsze, gdy młodszy z braci był blisko.Mimo wszystko lubiła to uczucie rozkosznego zamętu i cieszyła się, że jest tak bliskoniego. Jej radości nie mącił nawet fakt, że jak zwykle jest na nią strasznie zły.- No co? Przecież to jest pewien rodzaj wystawy, prawda? - broniła się, widząc jegominę. - Tyle że zamiast posągów ogląda się żywych facetów...- Boże... - Calhoun zerknął na tłumek podekscytowanych kobiet, po czym energicznieruszył do swojego białego jaguara, ciągnąc Abby za sobą.- Nie wrócę z tobą do domu - zaprotestowała, wiedząc, że opór jeszcze bardziej gorozjuszy. - Chcę zobaczyć to przedstawienie. Calhoun! - wrzasnęła, kiedy bez słowa podniósł
[ Pobierz całość w formacie PDF ]