016. Rafferty Carin - Najpiękniejszy prezent, Harlequin Temptation
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
CARIN RAFFERTY
NAJPIĘKNIEJSZY
PREZENT
Harlequin
Toronto • Nowy Jork • Londyn
Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg
Madryt • Mediolan • Paryż • Praga • Sofia
Sydney • Sztokholm • Tokio • Warszawa
ROZDZIAŁ
1
Adam Worth wtulił głowę w ramiona i szybkim krokiem
ruszył przez parking przy ogromnym kompleksie handlo
wym Evergreen Mail, którego był właścicielem. Wiał silny,
przeszywający do szpiku kości wiatr. Adam jedną ręką
postawił kołnierz płaszcza, drugą zaś przytrzymał rozchy
lające się poły. Meteorolodzy zapowiadali śnieżycę. Adam
modlił się w duchu, aby te pesymistyczne prognozy się nie
sprawdziły. Chociaż, znając jego pecha, należało spodzie
wać się burzy, jakiej nie pamiętają nawet najstarsi miesz
kańcy Colorado Springs.
Dlaczego, u licha, musiałem wyznaczyć datę otwarcia
na zbliżające się święta? - pomyślał, przekręcając klucz
w zamku bocznych drzwi. Nawet w dzieciństwie nie lubił
Bożego Narodzenia. Ta pora oznaczała teraz jedynie zwię
kszony ruch i więcej kłopotów niż to wszystko warte.
Mimo niechęci do świątecznego zamieszania, zdawał
sobie doskonale sprawę, że grudzień to najlepszy miesiąc
dla handlowców, a nowo otwarte centrum handlowo-usłu-
gowe, usytuowane przy głównej autostradzie wjazdowej
do miasta, na pewno zyska klientów.
Uchylił drzwi na tyle, aby wśliznąć się do środka, prze
kręcił klucz i przez chwilę zastygł w bezruchu, wsłuchując
się w nie zmąconą żadnym odgłosem ciszę. Za kilka godzin
budynek zapełni się pracownikami firm budowlanych
i wnętrzarskich oraz właścicielami poszczególnych lokali,
a wtedy żegnaj spokoju. Westchnął ciężko. Było jeszcze
tyle do zrobienia, a do wyznaczonej daty otwarcia zostały
już tylko niecałe dwa tygodnie.
Omijając pozostawione przez robotników deski i skrzy
nie z narzędziami ruszył w kierunku niesprawnych na razie
ruchomych schodów. Producent obiecał niezwłocznie wy
mienić zepsuty silnik. Od tego czasu minęły dwa miesiące.
Za każdym razem, gdy dzwonił do niesłownej firmy, za
pewniano go, że nowy silnik jest już w drodze. Założy
wszy, że każdy z jego rozmówców mówił prawdę, do tej
pory Adam powinien otrzymać jakieś dziesięć nowych sil
ników, z których być może jeden okazałby się sprawny.
Wspinając się po schodach rozmyślał o całej serii przy
krych niespodzianek, jakie towarzyszyły budowie komple
ksu. Można by przyjąć, że kłopoty zaczęły się w chwili,
kiedy czerwonym flamastrem zaznaczył w kalendarzu pla
nowaną datę otwarcia Evergreen Mail.
Niepomyślną wróżbą było przekręcenie jego nazwiska
na pięćdziesięciu tysiącach arkuszy papieru firmowego.
Potem, ledwie zdążyli zalać fundamenty, zastrajkowali ro
botnicy budowlani. Jako bezpośrednią przyczynę podali
brak przenośnych sanitariatów. Pech chciał, że akurat za
brakło przenośnych sanitariatów w całym Colorado i trze
ba je było sprowadzić z sąsiedniego stanu. Kiedy udało się
wreszcie uporać ze strajkiem, nad miastem przeszła dwuty
godniowa fala wyjątkowo ulewnych deszczów. Adam nie
był nawet tym zbytnio zdziwiony. Przecież nieszczęścia na
ogół chodzą parami.
W końcu przestało padać i przedsiębiorca mógł wejść na
budowę. Przez kolejnych parę miesięcy wszystko szło jak
po maśle. Były, rzecz jasna, pewne drobne problemy i nie
dociągnięcia, z jakimi powinien się liczyć każdy rozsądny
człowiek - a za takiego Adam się uważał - realizujący tak
ogromne przedsięwzięcie. Kiedy budynek stanął pod da
chem i rozpoczęto prace wykończeniowe, był pewny, że
nic złego nie może się już wydarzyć.
Powinien był jednak odpukać w nie malowane drewno,
bo zaledwie miesiąc później jego menedżer uległ namo
wom konkurencji, a raczej bardzo atrakcyjnej córce właści
ciela. W rezultacie dotąd nie udało mu się znaleźć odpo
wiedniego następcy. Jakby tego nie było dosyć, w zeszłym
tygodniu zatrzymano za jazdę po pijanemu człowieka, któ
ry miał się przebrać za Świętego Mikołaja. Zanosiło się na
to, że kandydat na Świętego Mikołaja spędzi najbliższy
miesiąc za kratkami. Adam stanął przed problemem znale
zienia nie tylko nowego człowieka, ale i fotografa, ponie
waż żona tamtego odmówiła współpracy.
Adam z niezadowoleniem potrząsnął głową. Najlepiej
byłoby w ogóle zrezygnować z tego pomysłu, ale Święty
Mikołaj, z którym najmłodsi klienci mogliby zrobić sobie
zdjęcie, był tradycyjną atrakcją. Poza tym rozesłano już
kupony uprawniające do dziesięcioprocentowej zniżki,
a Adam z własnego doświadczenia wiedział, że nie ma nic
gorszego niż zawiedzeni klienci, którzy uważają, że nabito
ich w butelkę.
Wszedł do biura, rzucił płaszcz na krzesło i sięgnął po
dzbanek do kawy. Przygotowując świeży napój zmówił
w duchu krótką modlitwę dziękczynną. Na szczęście sekre
tarka nie zapomniała uzupełnić zapasów kawy.
Zdążył już opróżnić prawie pół dzbanka i przejrzeć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]