2. Trojaczki Reilly - Child Maureen - W pułapce namiętności, Harlequin, Mini serie, Trojaczki Reilly (3 z 3)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
MAUREEN CHILD
Słodka przegrana
The Last Reilly Standing
Tłumaczyła: Urszula Grabowska
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Aidan Reilly był tak bliski zwycięstwa, Ŝe juŜ prawie czuł jego smak.
Trzy miesiące, które zdawały mu się najdłuŜszymi w Ŝyciu, dobiegały
końca. Jeszcze tylko trzy tygodnie i wygra zakład, który dość niechętnie on i
jego bracia zrobili na początku lata.
Nawet teraz wzdrygał się na myśl o nim. ZałoŜyli się, Ŝe przez trzy
miesiące powstrzymają się od seksu, a zwycięzca otrzyma dziesięć tysięcy
dolarów, które braciom Reilly, trojaczkom, pozostawił w spadku ich zmarły
niedawno stryj. Wyzwanie rzucił starszy brat Liam, twierdząc, Ŝe skoro on jako
ksiądz wyrzekł się seksu na zawsze, to pewnie duchowni są twardsi niŜ piechota
morska.
Takiego wyzwania Ŝaden szanujący się Reilly nie puściłby płazem, choć
w praktyce okazało się to trudniejsze, niŜ którykolwiek z nich mógł
przypuszczać.
Brian i Connor juŜ się poddali; pozostał tylko Aidan, który miał bronić
ich honoru i nie dopuścić, Ŝeby starszy brat, duchowny Liam, ośmieszył całą
trójkę.
Siedzieli właśnie we czterech przy piwie w pubie Pod Latarnią Morską i
Aidan pomyślał, Ŝe w tym zakładzie nie chodzi juŜ o pieniądze. Dominująca
stała się ambicja, liczyło się samo zwycięstwo.
Liam chciał, Ŝeby wszyscy trzej przegrali, bo wtedy spadek po stryju
przypadłby jemu i mógłby przeznaczyć wygrane pieniądze na remont
kościelnego dachu.
Aidan nie zdradził jeszcze swego planu, Ŝe nawet jeśli wygra i wszyscy
bracia zgodnie uznają, Ŝe ma najsilniejszy charakter – to i tak przekaŜe całą
sumę na kościół.
Nie zaleŜało mu na tych pieniądzach. Jako Ŝołnierz piechoty morskiej
zarabiał wystarczająco duŜo, Ŝeby się utrzymać, i niczego więcej nie
potrzebował.
Siedząc teraz przy stoliku w zatłoczonym pubie, starał się nie patrzeć na
kobiety, bo w nich kryło się dla niego zagroŜenie. Uwijające się między
stolikami kelnerki były zbyt ładne, aby mógł zachować spokój ducha i ciała.
Opuścił wzrok na szklankę z piwem; tak było bezpieczniej.
– Coś nie tak? – mruknął Brian pod jego adresem.
– Nie, do diabła. ZbliŜam się do mety.
– No, jeszcze nie wygrałeś.
– To tylko kwestia czasu. – Aidan uśmiechnął się.
– Muszę przyznać – zaczął Connor – Ŝe jestem pod wraŜeniem. Nie
sądziłem, Ŝe wytrzymasz tak długo.
– A ja tak – rzekł Liam znad swojego piwa.
– Bo jestem najsilniejszy, co?
– Prawdę mówiąc, dlatego Ŝe zawsze byłeś najbardziej uparty – odparł
starszy brat, lekko się uśmiechając.
– I dlatego wygram – rzucił Aidan zuchwale, lecz Brian i Connor zaśmiali
się kpiąco i któryś z nich dodał:
– Nie mów hop, jeszcze nie wygrałeś. My mamy Ŝony, a więc regularny
seks, a ty jesteś kawalerem i to mocno wygłodzonym.
Rzeczywiście tak było. Czuł, Ŝe wystarczy mu jedno spojrzenie na jakąś
ponętną blondynkę czy ładniutką brunetkę i będzie musiał pędzić do domu, by
wziąć kolejny zimny prysznic. Do licha, i tak spędzał ostatnio dość czasu w
lodowatej wodzie, pracując jako ratownik morski, a dodatkowe prysznice
sprawiały, Ŝe czuł się niemal jak pingwin.
– Dam sobie radę – zapewnił z mocą.
– Trzy tygodnie to jeszcze długo – zauwaŜył Connor.
– Wytrzymałem juŜ dziewięć – przypomniał Aidan.
Rzeczywiście, wytrzymał dziewięć długich, ciągnących się w
nieskończoność tygodni. Teraz miał juŜ z górki i był coraz bliŜej mety. Nie mógł
nawalić.
– Taaak – mruknął Liam – ale kaŜdy wie, Ŝe w wyścigu najtrudniej jest na
ostatnim kilometrze.
– Dzięki za wsparcie.
– To jeszcze całe dwadzieścia jeden dni – dodał starszy brat, a młodsi
zaczęli zastanawiać się, ile to godzin.
Wyglądało na to, Ŝe bawią się jego kosztem, ale Aidan nie zamierzał dać
im satysfakcji. PrzecieŜ to Brian i Connor poddali się łatwo, a on wytrwał.
– Jednak juŜ teraz wiadomo, Ŝe to wy jesteście mięczakami – zakończył
rozmowę.
Był pogodny, wczesny ranek. Terry Evans rozglądała się uwaŜnie po
księgarni śabka, która przez najbliŜsze dni miała stać się jej miejscem pracy.
Pomyślała, Ŝe to drobnostka, świetnie da sobie radę, a moŜe mieć niezłą zabawę
przez zmianę tempa i przerywnik w uporządkowanym i regularnym Ŝyciu.
W tym momencie jakiś pięciolatek wyrwał ksiąŜkę jeszcze młodszej
dziewczynce, co wywołało tak dziki ryk, Ŝe skojarzył się Terry nieodparcie z
wyciem kojotów, poniewaŜ niedawno oglądała na ich temat film przyrodniczy.
Uśmiechnęła się jednak promiennie do mamuś, które zaalarmowane
rzuciły się natychmiast, aby interweniować.
W tym momencie ogarnęły Terry wątpliwości, czy to rzeczywiście będzie
drobnostka. MoŜe zbyt gorliwie zgodziła się pomóc przyjaciółce?
Sklep pełen był dzieci i nic dziwnego, skoro jego ofertę przeznaczono dla
klientów do dziesiątego roku Ŝycia. No i dla ich mam.
Księgarnia śabka miała wiele zacisznych, miękko wyścielonych
zakamarków, gdzie maluchy mogły się zaszyć z ksiąŜeczką, a ich mamy miło
spędzały czas, popijając kawę. Dzieciaki miały frajdę, bo wszystkiego tu mogły
dotknąć, a matki miały chwilę wytchnienia, wiedząc, Ŝe ich pociechy bawią się i
są bezpieczne.
Donna, przyjaciółka Terry, pragnęła mieć sklep naprawdę dla dzieci i
udało jej się stworzyć miejsce z dziecięcych marzeń. Na ścianach były
wymalowane rozmaite historie z bajek, a półki z ksiąŜkami wisiały na tyle
nisko, Ŝe maluchy po wszystko mogły sięgnąć same.
W kąciku do rysowania ustawiono malutkie stoliczki, na których leŜały
ksiąŜeczki do kolorowania i kredki, jakich tylko dusza zapragnie. W porze
bajek, codziennie o czwartej po południu, na róŜnobarwnych dywanikach
zasiadało tu co najmniej dwadzieścioro dzieci i zachłannie słuchały osoby
czytającej im na głos.
Terry westchnęła i popatrzyła na dzieci, a gdy jej wzrok zatrzymał się
chwilę dłuŜej na pięcioletnim chłopczyku, to wiedziała o tym tylko ona, nikt
więcej.
Czuła ból w sercu, lecz było to uczucie znajome, rzec moŜna ból, z
którym zdąŜyła się juŜ zŜyć. Wiedziała, Ŝe nigdy jej nie opuści. Prawdę mówiąc,
nawet tego nie chciała, bo musiałaby wtedy wyzbyć się bolesnych wspomnień, a
na to nigdy by sobie nie pozwoliła.
– Przepraszam panią...
Czyjś głos wyrwał ją z zamyślenia, a kiedy podniosła głowę, stanęła
twarzą w twarz z... męŜczyzną.
Zaskoczona przez chwilę uwaŜnie mu się przyglądała. Był wysoki, miał
dobrze ponad metr osiemdziesiąt wzrostu i czarny T-shirt piechoty morskiej z
odpowiednim nadrukiem.
Nie było w tym nic dziwnego. Baywater w Południowej Karolinie
znajdowało się niedaleko od Parris Island, punktu werbunkowego
amerykańskich sił morskich, ponadto w Beaufort stacjonowała jednostka
piechoty morskiej.
MęŜczyzna przyciągnął uwagę Terry bez reszty. Był szeroki w
ramionach, wąski w biodrach i wspaniale umięśniony, miał sprane dŜinsy i
znoszone kowbojskie buty.
Zwróciły jej uwagę niebieskie oczy i czarne włosy zgodnie z wojskowym
drylem ostrzyŜone, niestety, bardzo krótko; nos prosty, klasyczny jak na
rzymskiej monecie. Kiedy się uśmiechnął, ujrzała olśniewająco białe zęby i
uroczy dołek na prawym policzku.
Zrobił na niej piorunujące wraŜenie.
– Hej? – zagadnął wesoło. – Czy wszystko jest w porządku?
Chciała powiedzieć, Ŝe niezupełnie, bo nagle zrobiło jej się gorąco, ale
przeczekała chwilę słabości i lekko odparła:
– Przepraszam. Czym mogę słuŜyć? Uśmiechnął się, przyprawiając Terry
o przyspieszone bicie serca, i wtedy pojęła, Ŝe jest to męŜczyzna, który nawet
najprostszym słowem zdaje się kusić i zapraszać do łóŜka.
Rozejrzał się po sklepie, jakby czegoś albo kogoś szukał.
– Czy jest tu gdzieś Donna Fletcher? – zapytał. Terry spojrzała na zegarek
i poinformowała go:
– Teraz powinna być w połowie drogi na Hawaje. Ta wiadomość
wyraźnie go zaskoczyła.
– Miałem dla niej wykonać pewne zlecenie – mruknął.
Zaczynało jej coś świtać.
– Mam przyjemność z Aidanem Reilly, prawda?
– Tak, a skąd wiesz?
Uśmiechnęła się i pomyślała, Ŝe porozmawia sobie z Donną po jej
powrocie.
Przyjaciółka opowiedziała jej o zakładzie, jaki zrobił Aidan i jego bracia.
Donna zaproponowała Aidanowi swoją księgarnię jako bezpieczny azyl, gdzie
mógł schronić się przed kobietami. W zamian miał jej zbudować zamek dla
młodych czytelników. Nie wspomniała tylko, Ŝe Aidan Reilly wygląda jak Ŝywa
reklama męskości.
MoŜe nawet wyjątkowej męskości.
Terry zaczynała tu węszyć jakiś spisek.
Donna była w głębi serca romantyczką i uznała, Ŝe przyjaciółka
potrzebuje męŜczyzny na stałe, kogoś, kogo pokochałaby z wzajemnością. To,
Ŝe Terry nie jest zainteresowana powaŜniejszym związkiem, najwyraźniej do
Donny nie docierało.
Wyglądało na to, Ŝe Aidan Reilly jest ostatnią salwą Donny w tej batalii i
chociaŜ Terry nie była zainteresowana bliŜszą znajomością, musiała przyznać,
Ŝe przyjaciółka posłuŜyła się pierwszorzędną amunicją.
– WciąŜ nie wiem, skąd znasz moje nazwisko i dlaczego Donna
wyjechała o trzy dni wcześniej – nalegał męŜczyzna.
– No cóŜ, Donna mi o tobie opowiedziała. A przy okazji – jestem Terry
Evans.
Podeszła klientka i Terry musiała się nią zająć. Dopiero po chwili
zwróciła się do Wysokiego Ciemnego Przystojniaka i podjęła przerwaną
rozmowę.
– Prawdopodobnie nie powiedziała ci, Ŝe wyjeŜdŜa wcześniej, bo
uwaŜała, Ŝe to nie twoja sprawa.
śachnął się lekko, co tylko wzmogło jego atrakcyjność.
– Mówiłem, Ŝe odwiozę ją z dziećmi na lotnisko – mruknął. – Ale miała
lecieć dopiero w piątek.
– Udało jej się zdobyć miejsca wcześniej – wyjaśniła Terry, wzruszając
ramionami. – Ja ich odwiozłam.
Ze wzruszeniem przypomniała sobie słodkie dziecięce buziaki, kiedy
Ŝegnała Fletcherów wyruszających na wakacje.
Rodzice Donny mieszkali na Hawajach i tęsknili za wnukami, a i sama
Donna potrzebowała trochę odpoczynku. Jako Ŝona oficera piechoty morskiej,
który odbywał słuŜbę w dalekich krajach, nie tylko prowadziła dom i zajmowała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]