They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

018. Laura Leone - Odrobina szaleństwa, Harlequin Desire

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
LAURA LEONE
Odrobina szaleństwa
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Przepraszam - powiedział miły, męski głos.
Nina podniosła wzrok i ujrzała parę ciepłych, piwnych oczu przyglądających się jej z
zainteresowaniem.
- Słucham?
- Szukam Niny G...Guh-na...um - mężczyzna rzucił okiem na trzymaną w ręku kartkę papieru.
- Gnagnarelli - pospieszyła mu z pomocą.
- Mogłaby pani powtórzyć?
- Gnagnarelli. Nja-nja-rel-li - powtórzyła, wyraźnie wymawiając każdą sylabę.
- Zgadza się. Czy pani wie, gdzie mogę ją znaleźć?
- To ja - odpowiedziała z uśmiechem. Najwyraźniej nie był bywalcem opery, w przeciwnym razie
poznałby ją natychmiast, pomyślała, wygładzając zmarszczkę na swej czarnej, wieczorowej
sukni.
- Aha, a więc to z panią dziś wieczór wręczam nagrodę jazzową.
- Z panem? Myślałam, że z Luisem Evansem...
- Wiem. Ale właśnie zawiadomił, że z powodu mgły jego lot z Londynu opóźnił się i dopiero
niedawno wylądował na lotnisku Kennedy'ego. W żaden sposób nie zdążyłby na uroczystość.
Tylko ja byłem uchwytny, więc poproszono mnie, bym go zastąpił. A ponieważ mam dobre serce,
zgodziłem się - uśmiechnął się ujmująco.
Nina przyglądała mu się uważnie. Był to przystojny mężczyzna o zdecydowanie męskiej,
atrakcyjnej twarzy i nieco przydługich, falujących, ciemnych włosach. W uśmiechu odsłaniał
białe, równe zęby, a jego ciemne oczy błyszczały ciepłym blaskiem. Był wysoki, mocno
zbudowany, o szerokich ramionach i wąskich biodrach. Nina zorientowała się, że uwaga, z jaką
mu się przygląda, wyraźnie go bawi. Zarumieniła się i zdenerwowała. Dawno powinna już
wyrosnąć z dziecinnego nawyku gapienia się na ludzi.
- Ma pan nade mną przewagę - powiedziała uprzejmie.
- Naprawdę?
- Pan wie, kim ja jestem, a ja o panu nic nie wiem.
- Przepraszam. Przyzwyczaiłem się, że ludzie mnie rozpoznają. Nazywam się Luke Swain.
Wyciągnął do niej silną, opaloną rękę. Podała mu swą drobną, zadbaną dłoń. Pomyślała, że to,
jak się przedstawił, zabrzmiało całkiem naturalnie, a nie jak przechwałka.
- Miło mi pana poznać - powiedziała poważnie.
- Czyżby?
Jej niebieskie oczy napotkały jego rozbawione spojrzenie.
W tym właśnie momencie ktoś z licznej obsługi krzątającej się za kulisami zawiadomił ich, że
wchodzą na wizję zaraz po przerwie na reklamę. Spojrzała na Luka i ze zdziwieniem spostrzegła,
że wciąż jeszcze ściska jego rękę. Wyrwała swoją dłoń i aby zatuszować zakłopotanie,
powiedziała szybko:
- A czym pan się zajmuje?
- Jestem piosenkarzem. A pani, pani Nan...gan?
- Nja-nja-rel-li.
- Takie trudne nazwisko. Dlaczego nie zmieni go pani?
- Jeśli było dobre dla mego ojca, to i dla mnie jest dobre - odparła chłodno. - W każdym razie
miałam nadzieję, że będzie dobrze wyglądać na afiszu. Jestem śpiewaczką operową. Uniósł jedną
brew. Tylko jedną. Nie znosiła ludzi, którzy tak robili.
- To dlaczego wręcza pani nagrodę jazzową?
- Uwielbiam jazz. A poza tym, mój ulubiony jazzman jest kandydatem do nagrody. Wiem,
że w tej roli powinnam być bezstronna, ale bardzo bym chciała, żeby zwyciężył Jesse
Harmon. Należy mu się. No i, - dodała z uśmiechem - jeśli zwycięży, będę miała okazję go
poznać.
- Tak pani lubi saksofon?
- Uwielbiam saksofon. To jedyny instrument o brzmieniu piękniejszym niż głos ludzki.
Nie da się go z niczym porównać. Zwłaszcza, gdy gra Jesse Harmon. A jaki jest pański
ulubiony instrument, panie Swain?
- Czy mogłaby pani mówić do mnie Luke - wtrącił - żebym mógł się zwracać do pani po prostu
Nino? Nie jestem w stanie wymówić pani nazwiska.
- Luke - wymówiła z wahaniem.
- Mój ulubiony instrument? Gram na gitarze, ale najbardziej lubię słuchać trąbki.
Wezwali ich na scenę. Jak było w zwyczaju, wychodząc Nina wzięła go pod rękę,
całkowicie ignorując jego rozbawione spojrzenie. Czuła jednak, że Luke wie, jakie
wrażenie wywarł na niej ten fizyczny kontakt. - A teraz, o wręczenie następnej nagrody –
rozległ się donośny głos z megafonu - poproszę Luke'a Swaina i Ninę Gnagnarelli.
Publiczność entuzjastycznie ich powitała. Nina uznała, że to obecność Luke'a wywołała
taką reakcję. Wiedziała, że wprawdzie jest dobrze znana w świecie opery, ale poza nim
jeszcze nie. Publiczność operowa była bardziej dyskretna w manifestowaniu uczuć.
- Dobry wieczór - powiedział Luke, podchodzą do mikrofonu. - Chciałem przedstawić państwu
Ninę Gnagnarelli.
Tym razem bezbłędnie wymówił jej nazwisko. Nina spojrzała na niego z wdzięcznością, po czym
wspólnie przystąpili do prezentacji kandydatów do nagrody.
Wreszcie Luke otworzył kopertę, mówiąc:
- A zwyciężył...
Zajrzał do kartki i z uśmiechem wręczył ją Ninie tak, by to ona mogła ogłosić zwycięzcę.
- Jesse Harmon! - oznajmiła z entuzjazmem. Cała sala, nie wyłączając Niny i Luka, szalała z
zachwytu, gdy stary jazzman wchodził na scenę, by odebrać nagrodę. Nina chciała uścisnąć jego
dłoń, ale on chwycił ją w ramiona, a następnie, ku jej zdumieniu, serdecznie uściskał Luka.
Później wygłosił krótką mowę, tłumacząc publiczności, że gdy nie ma trąbki w ręku, paraliżuje
go trema. Po chwili razem z Niną i Luke'em udał się za kulisy. Gdy tylko znaleźli się za sceną,
stary muzyk poklepał Luka po ramieniu mówiąc:
- Gdzieś się podziewał, stary? Wieki całe cię nie widziałem.
- Tak długo? - z niedowierzaniem zapytał Luke. - Dlaczego żartujesz sobie z biednego,
wiejskiego chłopca?
Nina przyglądała się im ze zdumieniem.
- Znacie się? - wykrzyknęła, zapominając na chwilę o swoim dobrym wychowaniu. Ktoś z
obsługi natychmiast ją uciszył.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - wyszeptała z wyrzutem.
- Nie chciałem, żebyś myślała, że się przechwalam -powiedział Luke z udawaną skromnością. -
Jesse, to jest Nina Gnagnarelli, śpiewaczka operowa. Nie próbuj nawet tego wymówić.
- Oczywiście słyszałem o pani, panno Gnagnarelli - powiedział Jesse, poprawnie wymawiając jej
nazwisko i całując jej delikatną dłoń. - Jestem pani wielbicielem. Z pewnością wkrótce będzie
pani jednym z najsławniejszych sopranów na świecie.
- To może zostawię was samych, żebyście mogli spokojnie prawić sobie komplementy.
Przed wejściem na scenę cały czas paplała z uwielbieniem na twój temat - Luke starał się
wyglądać na obrażonego, ale jego oczy wyrażały rozbawienie.
- Nie zwracaj na niego uwagi, kochanie - powiedział Jesse. - Jest zazdrosny, bo zwykle
wszystkie dziewczyny natychmiast tracą głowę na jego widok. Ale dziś jest mój wieczór,
kolego!
- Naturalnie - przyznała Nina. - Zasłużyłeś sobie na to, Jesse. Może będę kiedyś wśród
najlepszych, ale ty już dziś jesteś między nimi. Nikt nie potrafi tak jak ty grać na
saksofonie. Saksofon śpiewa w twoich rękach.
- Ho, ho, ho! Wiesz, jak schlebiać staremu człowiekowi - zaśmiał się Jesse. - Słuchajcie -
dodał - na widowni jest moja żona, dzieci oraz paru przyjaciół. Chcieliśmy zakończyć ten
wieczór w małym klubie w Greenwich Village. Takie miejsce, gdzie można od czasu do
czasu pograć z przyjaciółmi. Może byście z nami poszli?
Oczy Niny rozbłysły dziecięcą radością.
- Znakomicie! - zgodziła się.
- Czy nie macie nic przeciw temu, żebym się dołączył? Zapytał Luke z pewną ironią.
- A kto cię zapraszał, stary? - zaśmiał się Jesse, klepiąc go po ramieniu.
Luke wzniósł oczy ku górze z miną męczennika.
W wesołym zamieszaniu panującym po zakończeniu programu Luke zauważył, że paru
panów próbowało zawrzeć znajomość z Niną. Przyglądał się jej zgrabnej, filigranowej
figurce, mlecznej cerze i błękitnym oczom, które chwilami nabierały fiołkowego odcienia.
Jej błyszczące, kruczoczarne włosy podkreślały ładny kształt nosa, interesujące rysy
twarzy i wysmukłą szyję. Nie można jej było nie zauważyć.
Nina zabrała swoje rzeczy i wyszła do toalety, aby poprawić makijaż.
Philippe, jej były mąż, nauczył ją, jak osiągnąć własny styl i zawsze wyglądać elegancko.
Miała na sobie prostą czarną suknię i naszyjnik z pereł. Przed uroczystością proponowano jej, by
włożyła błyszczącą sztuczną biżuterię, ale zdecydowanie odmówiła. Była przekonana, że klasyczna
prostota będzie się wyróżniać na tle cekinów i sztucznych brylantów.
Zdecydowanym krokiem wyszła na spotkanie z innymi.
Pierwszą osobą, jaką zobaczyła, był Luke. Jego słowa wcale nie dodały jej otuchy.
- Coś ty na siebie włożyła?
- To są norki - powiedziała Nina, patrząc na swój czarny futrzany żakiet.
- Norki? Ach, norki! - chwycił jej małą torebkę.
- To skóra krokodyla - odpowiedziała starając się nie wypuścić torebki z ręki. - O co ci chodzi?
- Nie mam nic przeciwko ludziom, którzy używają skór zwierząt dla celów praktycznych, na
przykład na skórzane buty, ale zupełnie nie jestem w stanie zrozumieć, jak można zabijać
bezbronne, nieszkodliwe zwierzęta tylko po to, by zaspokoić ludzką próżność.
- Bezbronne? Ile znasz łagodnych krokodyli? A wiedz, że norki to wredne małe stworzenia. -
Uważasz, że można je zabijać tylko po to, aby je zarzucić na ramiona?
- Ja ich nie zabiłam! - krzyknęła. Opanowała się i dodała już spokojnie. - Nie odpowiadam za
tych, którzy je zabijają. One już dawno nie żyły, kiedy je kupowałam, a gdybym to nie ja je
kupiła, zrobiłby to ktoś inny.
- Gdyby ludzie przestali kupować te... upiorne modne cacka, położyłoby to kres ohydnej rzezi
zwierząt - odparł. - Istnieją przecież świetne imitacje...
- Nigdy nie noszę imitacji. Żadnych - przerwała mu lodowato.
Zmrużył oczy. Nie było w nich cienia ciepła. Zaczął coś mówić, ale przerwało mu wejście Jesse'a
i reszty towarzystwa. Była tam jego żona, Rebecca, ich córka z mężem, syn z żoną oraz jeszcze
parę osób. Wszyscy okazali się bardzo mili, ale drażnił ją fakt, że traktowali ich jak parę. Całe
towarzystwo upchnęło się do dwóch taksówek. Choć Nina i Luke znaleźli się w tej samej
taksówce, całkowicie go zignorowała. Luke na to nie reagował. Głośno opowiadał o ekscesach z
udziałem jakiegoś ich wspólnego znajomego. Wszyscy, poza nią, świetnie się bawili. Nina
poczuła się zupełnie nie na miejscu i całą drogę do Greenwich Village z ponurą miną wyglądała
przez okno. Klub jazzowy „Rootie" mieścił się w piwnicy pod modnym butikiem. Chociaż nie był
mały, tłum szczelnie wypełniał salę, w której panował nastrój dobrej zabawy. Natomiast znalazł się
dla nich wolny stolik, ponieważ byli w towarzystwie Jesse Harmona. Wiele osób zatrzymywało
ich po drodze, żeby wyrazić gratulacje Jesse'emu. Niektórzy wydawali się rozpoznawać Luke'a,
a jakaś młoda kobieta zaczęła piszczeć:
- O Boże, to Luke Swain! Patrzcie, tu jest Luke Swain! - Wyciągnęła do niego ręce, dotykając go
jakby był uzdrowicielem. - Luke, naprawdę jesteś znakomity.
- Dziękuję - odparł Luke cicho.
Jesse roześmiał się, wyraźnie go to rozbawiło.
- Żeby byle chłopak z Kansas przyćmił mnie na moim własnym terytorium - zawołał.
Wszyscy wokół krzyczeli. Muzyka była bardzo głośna. Gdy w końcu dotarli do stolika Jesse
posadził Ninę obok siebie, co jej sprawiło wyraźną przyjemność. Nazwał ją „honorowym
gościem honorowego gościa". Luke zajął miejsce po jej drugiej stronie, odpowiadając na jej
zimne spojrzenie filuternym uśmiechem. Podeszła kelnerka i całe towarzystwo zamówiło piwo.
- Poproszę kieliszek koniaku - powiedziała Nina.
- Chyba żartujesz, dziecino - odpowiedziała kelnerka. Nina zupełnie nie wiedziała, jak się w tej
sytuacji zachować.
Jesse roześmiał się.
- Tu nie podają takich wymyślnych trunków, Nino. Przynieś jej piwo. - Luke zwrócił się do
kelnerki.
Nina spojrzała na niego. W jego oczach wyczytała wyzwanie, którego nie rozumiała, ale wcale
nie miała zamiaru go podjąć.
Kelnerka wróciła z tacą pełną butelek piwa, które postawiła na stole.
- Dobrej zabawy - rzuciła na odchodnym, ale Nina ją zatrzymała.
- Czy mogę prosić o szklankę?
- Szklankę? - powtórzyła z niedowierzaniem kelnerka.
- Tak, szklankę - Nina starała się nie stracić panowania nad sobą.
-
Czy możesz przynieść mojej znajomej szklankę, kochanie? - włączył się Jesse.
Kelnerka uśmiechnęła się do niego i spojrzała na Ninę.
- Skarbie, sama obsługuję te wszystkie stoliki, przyniosę ci szklankę, kiedy będę mogła. - Nie
była nieuprzejma, ale nie przejmowała się specjalnie Niną.
- Córeczka swojego tatusia nie pija z butelki? - spytał cicho Luke. Nikt poza nimi nie słyszał tego
pytania i o to mu chodziło.
Dał jej do zrozumienia, że zachowuje się jak snobka i prowokował ją, by dowiodła, że tak
nie jest. Ze złością podniosła butelkę do ust.
- Zdrowie Jesse'ego! - zawołała, po czym wychyliła prawie pół butelki, zanim ją odstawiła
na stół. Popatrzyła wyzywająco na Luka. W jego oczach wyczytała rozbawienie, uznanie i
coś jeszcze, czego nie mogła określić. Ostentacyjnie odwróciła się do niego tyłem. Mogła
przysiąc, że usłyszała jego śmiech.
- Patrzcie, patrzcie! Kto nauczył naszą małą Ninę tak żłopać piwo? - zawołał Jesse klepiąc ją
po ramieniu. Wygląda na to, że tym razem trafiłam w dziesiątkę - pomyślała.
Kończyli właśnie drugą kolejkę, kiedy cała sala uznała, że Jesse powinien już zagrać.
Stary muzyk z czułością wziął trąbkę do ręki i wszedł na scenę. W krótkich słowach powitał
wszystkich i podziękował za ciepłe przyjęcie. Potem przedstawił Luka, Ninę oraz swoją
rodzinę a następnie paru przyjaciół, którzy zgodzili się z nim zagrać.
To co nastąpiło, było jak sen. Ten człowiek był mistrzem. Wkładał tyle serca w swój
występ, że Nina słuchała go pełna zachwytu, zarówno jako artystka jak i wielbicielka jego
muzyki. Saksofon ożywał w jego rękach, wypełniając salę burzą dźwięków, na które nikt nie
mógł pozostać obojętny.
Na prawie godzinny koncert składały się głównie szybkie, szalone kawałki. Nina
zastanawiała się, skąd mężczyzna w wieku Jesse'a bierze tyle energii. Wiele osób
poderwało się do tańca zajmując każdy wolny skrawek sali. Występ zakończył się
smutnym, bluesowym utworem. Jesse grał z zamkniętymi oczyma. Saksofon w jego rękach
żalił się głosem cierpiącego kochanka. Nina siedziała jak zahipnotyzowana. Jesse wydał się
jej geniuszem. Gdy w końcu Jesse powiedział, że musi odpocząć i zszedł ze sceny, Nina
odprężyła się. Nie zdawała sobie sprawy, do jakiego stopnia była spięta słuchając muzyki.
Gdy lekko odwróciła głowę, spostrzegła dużą, opaloną dłoń obok swojej małej, białej ręki.
Muzyka ucichła i nagle znów zaczęła myśleć o Luke'u.
- Naprawdę nie przesadzałaś mówiąc, że uwielbiasz saksofon - przyznał cicho. Spojrzeli na
siebie, w pełni się rozumiejąc. Chociaż każde z nich uprawiało inny rodzaj muzyki, oboje byli
artystami i umieli docenić mistrzostwo.
Nagle Nina przypomniała sobie, że się jej naraził.
- Napije się pan jeszcze piwa, panie Swain? - spytała ironicznie, po czym odwróciła się do niego
plecami i włączyła się do ożywionej rozmowy z Rebeccą i jej
przyjaciółmi. Ale cały czas czuła
jego obecność.
Godziny upływały na znakomitej zabawie. Wieczór okazał się towarzyskim sukcesem Niny.
Jeszcze parę godzin temu marzyła o poznaniu Jesse'ego - a teraz byli tu razem i on traktował ją
jak córkę. Czuła się niemal jak członek rodziny.
Zabawa trwała dalej. Wieczór był wspaniały, lecz jej wciąż czegoś brakowało. Zobaczyła Luke'a
tańczącego z córką Jesse'a. Poruszał się z wdziękiem lamparta. Szybko odwróciła wzrok. Jeszcze
zauważy, że mu się przyglądam - pomyślała - jest zbyt spostrzegawczy.
Zatopiona w myślach słuchała muzyki, gdy poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. Przed nią stał
uśmiechnięty Jesse.
- O czym marzysz? Chodź, zatańcz ze starym człowiekiem. Własna żona mi odmówiła.
- Aha! I przypomniałeś sobie o mnie - Nina roześmiała się, gdy poprowadził ją na zatłoczony
parkiet. Cieszę się, że mnie zaprosiłeś - krzyczała mu prosto do ucha. - Nigdy, przenigdy nie
zapomnę twego dzisiejszego występu.
- To ja się cieszę, że przyszłaś. Twoje uznanie wiele dla mnie znaczy. Widziałem cię w II Pirata
w zeszłym roku. A rok przedtem też podziwiałem kilka twoich występów. Przypominam sobie,
jak grałaś w San Francisco. Śpiewałaś wtedy partię Glauce w Medei. To była twoja pierwsza
solowa rola. Mimo młodego wieku i braku doświadczenia wykazałaś wiele męstwa. Jesteś
stworzona do śpiewania, Nino.
Duma i wdzięczność sprawiły, że oczy jej zaszły łzami a gardło ścisnęło się boleśnie. Bardzo
ceniła sobie to uznanie.
Gdy wrócili z powrotem do stolika, Rebecca przysiadła się do nich na piwo i pogawędkę.
- A więc od jak dawna znasz Luke'a, Nino?
- W ogóle go nie znam - oświadczyła z naciskiem. Po raz pierwszy spotkałam go na dzisiejszej
uroczystości.
- Ho, ho, ho - wtrącił się Jesse. Sądziłem, że coś jest między wami, ponieważ Luke bardzo
niechętnie patrzy na każdego mężczyznę, który z tobą rozmawia.
- Nie, nic - skrzywiła się Nina. - Prawdę mówiąc, nie przypadliśmy sobie do gustu.
- Co ty opowiadasz? Cały wieczór nie spuszcza cię z oczu, kochanie. Myślałem, że kark sobie
skręci, gdy w czasie tańca wodził za nami wzrokiem, I o kogo on jest zazdrosny? O mnie?
Starego, żonatego mężczyznę? - zachichotał Jesse.
- Nie zwracaj uwagi na to, co mówi ten stary dureń - zażartowała Rebecca. - I nie przejmuj się
zachowaniem Luke'a, on po prostu zawsze mówi to co myśli, nie owijając w bawełnę. Ale to
człowiek o wielkim sercu.
- Podoba ci się jego muzyka? - spytał Jesse.
- Jego muzyka? Nigdy przedtem o nim nie słyszałam, ale zauważyłam, że jest bardzo popularny.
- Zgadza się. I to już od paru lat. Bardzo ciężko na to pracował. A to, co piszą na jego temat w
gazetach o pięknych dziewczynach, szybkich samochodach i szalonych przyjęciach, to wierutne
bzdury. Ty wiesz, jak naprawdę wygląda świat muzyczny: próby, występy, próby, nagrania,
próby, wywiady, trasy, występy, próby, próby, próby. A w dodatku sam komponuje. Kiedy miałby
jeszcze czas być playboyem? Połowa tego, co czyta się o wokalistach rockowych, to stek bzdur, a
druga połowa jest mocno naciągnięta.
- Nigdy o nim nic nie czytałam - z naciskiem powtórzyła Nina. - I nigdy nie słyszałam jego
muzyki.
- W takim razie powinnaś, kochanie. Nie mówię mu tego, bo jest i tak pewny siebie, ale jest
rzeczywiście znakomity. Gdyby tylko nie mieszał polityki ze sztuką.
W tym momencie „człowiek o wielkim sercu" wrócił do stolika.
- Już jesteś zmęczony, Jesse? Przecież to dopiero trzecia nad ranem - zażartował.
- Uważaj co mówisz - upomniał go Jesse. - Pani Gnagnarelli jest przyzwyczajona do dobrze
wychowanych mężczyzn, synu.
- Zauważyłem - powiedział Luke. Odwrócił się do Niny, wyciągnął rękę i zapytał: - Czy pani
tańczy?
Ton był uprzejmy, ale spojrzenie niemal zuchwałe. Odpowiadając na wyzwanie, Nina wstała,
podała mu dłoń i odparła.
- Nie tylko. Robię jeszcze wiele innych rzeczy, panie Swain.
Poprowadził ją na parkiet. Za plecami słyszeli wesoły chichot Jesse'ego.
W ramionach Luke'a Nina była bardzo sztywna. Wzrok miała utkwiony w jakiś niewidoczny
punkt za jego plecami. Przez chwilę tańczyli w milczeniu.
- Nie trudno lekceważyć mężczyznę, siedząc koło niego przy stoliku, ale ignorowanie go w
tańcu, to już prawdziwa sztuka. Gratuluję - powiedział Luke.
- Niektórzy mężczyźni na to zasługują - odparła Nina.
- Aha!
- Niektórzy mężczyźni - ciągnęła dalej - mają wdzięk muła i maniery słonia.
Uniósł prawą brew.
- Czy nie mógłbyś unosić obu brwi, jak normalny człowiek? - spytała. Luke zareagował
niepohamowanym śmiechem.
- Naprawdę nie mogę. Jako dziecko spadłem z roweru, rozciąłem sobie lewą stronę twarzy i
najwyraźniej nastąpiło jakieś uszkodzenie nerwu.
- Przepraszam - szepnęła Nina ze skruchą. Przytuliła się do niego czując, że taniec zaczyna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • exopolandff.htw.pl