1.Grecki bĂłg (GĹ‚upi PiÄ™kny Cullen), Głupi piękny Cullen
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
NIC NIE WIESZ
PWB:
- Nazywam sie Joan, pracuję w szpitalu w Forks. Pilnie cię tutaj potrzebujemy.
- Dlaczego? - Czego mógł ode mnie chcieć szpital?
- Przykro mi to mówić, ale twoi rodzice, Charlie Swan i Renee Dwyer mieli okropny wypadek samochodowy. Nie przeżyli.
Upuściłam telefon na podogę, tracąc czucie w całym ciele. Nie poruszyłam się. Wpatrywałam się w ścianę, a moje ciało pozostawało nieruchome. Edward pochylił się koło mnie i podniósł telefon z ziemi.
- Halo? - Zapytał, zastanawiając się pewnie, co spowodowało u mnie taką reakcję.
PWE:
- Halo? - Zapytałem, zastanawiając się, dlaczego Bella znieruchomiała.
- Halo, kto tam? Gdzie jest Isabella? - zapytała jakaś starsza kobieta.
- Jestem Edward, jej chłopak. Co się stało? - Martwiłem się o moją miłość.
- Okej. Niestety, oboje jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Powinna wrócić do Froks tak szybko, jak jest to możliwe. - O mój Boże, biedna Bella.
- Oczywiście. Porozmawiam z nią. Dziękuję.
- Dowidzenia. - Rozłączyłem się i odłożyłem telefon.
- Bello. – Potrząsnąłem nią, próbując uzyskać odpowiedź. - Bello, kochanie, musimy pojechać do szpitala w Forks. - Przekrzywiła głowę, by spojrzeć na mnie zaszklonymi oczami.
PWB:
Popatrzyłam na Edwarda mokrymi oczami. Pochyliłam się do przodu, przytulając głowę do jego szyi i pierwsze łzy spłynęły po moich policzkach.
- Nie, Edward, nie każ mi odchodzić. Nie chcę odchodzić, nie mogę. Nie chcę ich takich widzieć. Proszę, pozwól mi zostać z tobą. - Wpiłam się palcami w jego koszulę, starając się znaleźć jeszcze bliżej niego.
- Szzz, Bello, już dobrze. Nie będę zmuszał cię do niczego. Jestem tutaj. - Przytaknęłam, ale to nie wystarczyło. Pragnęłam uciec na chwilę. Odpocząć od tego świata chociaż przez kilka godzin. Ruszyłam się powoli, ciągnąc Edwarda za rękę schodami w dół. Nie chciałam zostać sama.
Weszłam do kuchni i zaczęłam szperać po szafkach. Poruszałam sie coraz szybciej, chcąc już znaleźć to, czego szukałam. Zachowywałam się gorączkowo. - Gdzie to, do diabła, jest?! - krzyknęłam. W końcu dostrzegłam moją „ucieczkę” z tyłu, za wszystkimi torebkami z krwią, które trzymałyśmy na czarną godzinę – wolałyśmy pić świeżą. Znajdował się tam też cały zapas alkoholu. Włożyłam go tutaj, kiedy się wprowadziłyśmy. Zazwyczaj trzymałam go na przyjęcia i inne zabawy z dziewczynami, ale teraz miałam ochotę się napić. Wzięłam butelkę czerwonego wina i jedno opakowanie z krwią.
- Co ty wyprawiasz, Bello? - Edward wyglądał na zaskoczonego. - Alkohol smakuje okropnie i nic z nami nie robi, bo jesteśmy wampirami. Pamiętasz?
Wzięłam duży łyk wina, a zaraz potem krwi. - Ach, niemądry Edwardzie, tak tylko myślisz. Jednej nocy Rosalie, Alice i ja nudziłyśmy się i zaczęłyśmy eksperymentować. Odkryłyśmy, że jeśli zmieszasz krew z alkoholem smakuje lepiej i dzięki temu możesz sie upić. Cudownie, czyż nie? - zachichotałam w dziwnym stanie. Z każdą chwilą było ze mną gorzej. Nie znosiłam złych wieści i katastrof dobrze. A teraz zmieszałam to z alkoholem. Kiedy jestem pijana podejmuję złe i głupie decyzje, mój umysł przestaje funkcjonować, wszystko idzie źle i mam poważne wahania nastrojów.
- Bello, coś z tobą nie tak? - Przesunął się do przodu, żeby chwycić mnie za rękę, ale zrobiłam unik i wybiegłam z kuchni.
- Nie sądzę. Musisz mnie złapać, jeśli chcesz trochę. Hmm, chcesz trochę... Chcesz trochę tego, Edward? - Zatrzymałam się na środku schodów, odwróciłam i wskazałam siebie zajętymi rękoma, przez co upuściłam butelkę i torebkę. Na szczęście Edward śledził mnie i w porę je złapał. - Mój Edward jest tak szybki i silny. I seksowny. Mhmm, smakowity Edward... - Podeszłam do niego i polizałam a potem przygryzłam jego ucho, aż zadrżał z przyjemności, dzięki czemu zyskałam możliwość odebrania mu swoich rzeczy.
Poszłam prosto do mojej łazienki, żeby odlać z butelki trochę wina. Zwolnioną dzięki temu przestrzeń wypełniłam krwią. Po powrocie do mojego pokoju zastałam Edwarda rozmawiającego z kimś przez telefon.
- Tak, szybko. Do zobaczenia. - Rozłączył się, krzywiąc twarz. Patrzył w dół, na łóżko, marszcząc brwi. To mnie zasmuciło.
- Co jest nie tak, Edward? Czy coś zrobiłam? - Zaczęłam płakać. Już wiecie, co miałam na myśli, mówiąc o wahaniach nastroju? Naprawdę nie wiedziałam, co robię. Tak jakby ktoś przejął kontrolę nad moim ciałem i robił te wszystkie rzeczy bez mojej świadomości.
Edward nagle pojawił się przede mną i próbował wyrwać mi butelkę z rąk. Odsunęłam ją z dala od niego i zaczęłam pić tak szybko, jak umiałam. Dwa łyki i byłam już tak pijana, jak człowiek po czterech szklankach. Jak wszystko odczuwane przez wampira, to było dużo intensywniejsze. Niechcący wylałam troszeczkę i kiedy Edward chciał mnie przytrzymać, uciekłam do łazienki i zamknełam się od środka.
- Teraz mnie nie dostaniesz, Edward! - Wciąż piłam. Więcej i więcej, butelka pustoszała...
PWE:
Tak bardzo bałem się o moją Bellę. Zamknęła się w łazience, więc nie mogłem się do niej dostać. Właśnie otrzymała okropne wieści i z tego powodu zalewała się w trupa. Co powinienem zrobić? Już powiadomiłem Alice i kazałem jej natychmiast tutaj przyjść. Bella mogła się poważnie skrzywdzić.
Usłyszałem trzask pękanej butelki z łazienki i już instynktownie wiedziałem, że Bella się zraniła. To było jak déj? vu*. Proszę, nie każ mi znów przez to przechodzić. Podbiegłem do drzwi i wyważyłem je. Musiałem się dowiedzieć, czy wszystko z nią w porządku. Ale nie było. Butelka z winem rozbiła się i kawałki szkła pospadały wszędzie, a większość z nich na Bellę. Z drobnymi nacięciami na swoim pięknym ciele, leżała na podłodze z zamkniętymi oczami. Raczej nie mogła być nieprzytomna ani spać, to niemożliwe w przypadku wampirów - jednak w tym wypadku nie powinienem tego wykluczyć. Mogło być gorzej. Odetchnąłem z częściową ulgą.
Podszedłem do niej i delikatnie strzepnąłem wszystkie odłamki szkła na podłogę. Podniosłem ją najłagodniej, jak potrafiłem. Położyłem na środku łóżka i zacząłem się oddalać, żeby zadzwonić do Alice i zapytać jej, jak daleko jest od domu, ale coś chwyciło mnie za rękę.
- Nie – wymamrotała Bella, jakby na wpół przytomna. - Nie zostawiaj mnie. Proszę, zostań ze mną, Edward. - Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku. Ostrożnie wspiąłem się na łóżko, położyłem obok niej i objąłem mocno jej ciało.
***
Kiedy Alice wróciła z Rosalie, Emmettem i Jasperem, chciałem wyjaśnić im wszystko, co wiedziałem o zaistniałej sytuacji. Próbowałem się podnieść, żeby było mi łatwiej z nimi rozmawiać, ale Bella mnie nie puściła. Westchnąłem, podniosłem ją w moich ramionach i położyłem sobie na kolanach – siedziałem na skraju łóżka, z jej głową na moim ramieniu. Drobne skaleczenia już zniknęły z jej skóry, ale część większych nacięć i ran wciąż dało się zauważyć, tak jak krew na jej szkolnym mundurku.
- Co z nią nie tak? Wampiry nie śpią – zauważyłem.
- Nie martw się o to. Ona właściwie nie śpi. To efekt działania alkoholu. Jej ciało przystosowuje się i próbuje dowiedzieć, co to za toksyny i co z nimi zrobić. To jakby odpłynęła albo coś takiego, ale jest wciąż świadoma. Słyszy i rozumie wszystko, co się teraz dzieje. - Popatrzyłem na moją Bellę, tak niezwykle spokojną naprzeciwko mnie, jednak prawdopodobnie miliony zmartwień przelatywały właśnie teraz przez jej piękną, maleńką główkę.
Przesunąłem włosy zasłaniające jej twarz i pogładziłem ją z uczuciem - podziwiałem to, co moje**.
- Alice, ile jeszcze czasu musi minąć, zanim się obudzi? - zapytałem, świadom, że widzi przyszłość.
- Nie za długo, może godzina. Potem będzie miała okropną migrenę, ale powinna wydobrzeć do rana, kiedy będzie musiała iść do szkoły.
- Okej, dzięki. Tak bardzo się o nią martwię. Chłopcy, idźcie i bawcie się dobrze resztę nocy. Powinna wydobrzeć. Po prostu zgłupiałem, rozumiecie? - Jasper i Emmett popatrzyli na mnie, zaniepokojeni. Przytaknąłem, pokazując im w ten sposób, że wszystko ze mną w porządku.
Alice popatrzyła na Jaspera i z powrotem na mnie. - Taak, wiem. Naprawdę chcę z nią pogadać później w nocy. To musi być straszne, stracić rodziców w tak młodym wieku. Kochała ich, nawet, kiedy mieli problemy. W każdym bądź razie, pogadamy później. Pa. - Nie wiedziała, jak prawdziwe były jej słowa.
- Pa.
Alice opuściła pokój z Jasperem i Emmettem, ale Rosalie podeszła jeszcze do Belli i pocałowała ją w czoło, zanim posłała mi łagodny uśmiech i uderzyła pokrzepiająco w ramię. Serio były jak siostry – zawsze gotowe sobie pomagać.
Kiedy opuściła pokój zmieniłem z Bellą pozycję tak, że teraz leżała w połowie na mnie i otoczyłem ramionami jej ciało.
***
Poczułem, że się przesuwa. - Edward – wymamrotała. - Kocham cię.
- Ja też cię kocham, Bello. Wrócisz do mnie? - Wyszeptałem jej w ucho.
Zamrugała rozkosznie oczami i otworzyła je. Rzuciła mi przeciągłe spojrzenie i uśmiechnęła się sennie. - Cześć – zaczęła mówić do mojej klatki piersiowej. - Nie powinnam była tego robić. Muszę to sobie zanotować – alkohol jest zły. I tak tego nie zapamiętam, ale... - Zmarszczyłem brwi.
- Czy wiesz, jak bardzo mnie przestraszyłaś, Isabello Marie Swan? Już nigdy tego nie rób! Proszę, nie mogę znieść bycia bezużytecznym.
- Byłam głupia, wiem, ale... - Przerwałem jej.
- Ale nic, Bello. Dlaczego zrobiłaś coś takiego? Kto wie, co mogło się stać, gdyby nie było mnie tutaj, a w twojej ręce znalazło by się coś innego, niż szkło. Mogłaś sobie poważnie zaszkodzić.
- Wiem! Zachowałam się głupio i nie powinnam była tego robić. Co chcesz, żebym ci powiedziała?! - Wrzeszczała.
- Chcę, żebyś mi przysięgła, że nigdy więcej tego nie zrobisz! Tak naprawdę tego żałujesz i będziesz radziła sobie z problemami we właściwy sposób! - Odpowiedziałem, wstając. Usiadła na łóżku patrząc na mnie, jakby robiła to po raz pierwszy w życiu.
- Właściwy sposób?! Co to miałoby być, Edward? Przepraszam, ale nie żałuję tego. Byłam głupia, ale rzeczywiście chcę zapomnieć o tym, co się stało na kilka godzin. Nie ma w tym nic złego!
- Wszystko jest w tym złe. Czy chcesz o tym zapomnieć czy nie, nie zmienia to faktu, że to się stało. Twoi rodzice zginęli, Bello! Upicie się tego nie zmieni. Wiem o tym!
PWB:
Wie o tym? Co to znaczy? - Co u diabła, Edward, wiesz? Jak to jest? Opowiadałeś mi o swojej idealnej, malutkiej rodzinie. Carlisle i Esme są tacy słodcy. Więc powiedz mi, jak możesz wiedzieć? Nic nie wiesz! - Jego oczy pociemniały; tląca, martwa, płonąca czerń.
- Wiem więcej, niż ty kiedykolwiek będziesz – powiedział niskim i niebezpiecznym tonem, zbliżając swoją twarz do mojej, zmuszając mnie do patrzenia wprost na niego.
- Wątpię w to, ale cię wysłucham – odrzekłam, próbując wyswobodzić się z jego spojrzenia.
- Nie, nie wysłuchasz. Nikogo nie słuchasz. To twój problem.
- Co ty pieprzysz, Edward? - Gwałtownie chwycił moją twarz w swoje dłonie i pocałował tak mocno, że zabolało – jego język wnikający w moje usta. Nagle się odsunął, podszedł do drzwi, otworzył je i się zatrzymał.
- Powiadom mnie, kiedy dojdziesz ze sobą do ładu. Zanim to nastąpi... - przerwał i ledwo słyszalnie szepnął: - nie wiem.
Wtedy dotarło do mnie, co się właśnie stało. Krzyknęłam: - Edward, nie! Proszę, wróć! - Jak mógł mnie zostawić w takim momencie? Ale było już za późno, odszedł. Dlaczego mi to robił?!
PWE:
Nie przestawałem iść, zabraniając sobie odwrócić się i pobiec z powrotem. To była jedna z najtrudniejszych rzeczy, jakie kiedykolwiek zrobiłem. Zostawić ją, kiedy byłem jej najbardziej potrzebny – istna tortura. Ale nie wiedziała, co zrobił alkohol z moim życiem. Nie wiedziała! Jak mogła to sobie zrobić? Byłem tak zły i smutny, że wyraźnie się trząsłem. Uspokój się, Edward. Uspokój. Pobiegłem do domu i zamknąłem się w swoim pokoju. Oddychałem szybko, walcząc z łzami.
W łazience podszedłem do zlewu i ochlapałem twarz wodą. Łzy wciąż płynęły z moich oczu, oddychałem nieregularnie, łomotało mi w głowie.
Strzępki wspomnień przelatywały przez mój umysł, tuż za zamkniętymi oczami.
- Tato, nie! Mamo, pomóż mi! Proszę, podnieś tatę. Proszę, podnieś. Proszę, proszę, proszę. - Uderzyłem go pięścią w pierś, próbując uzyskać odpowiedź.
BUM!
- Mamusiu? Mamusiu! Nie, nie, nie, nie! - Podszedłem do jej bezwładnego ciała i potrząsnąłem nim. Poczułem coś mokrego na swoich rękach i spojrzałem na nie by odkryć, że są pokryte krwią. Kiwałem się w przód i w tył, próbując wygonić te obrazy z mojej głowy.
Podbiegłem do prysznica, wskoczyłem do środka i ściągnąłem koszulkę. Usiadłem w kącie, woda spływała po mnie, próbując zmazać krew. Wciąż tu była.Czułem ją. Moje ręce były nią poplamione. Wniknęła w moją skórę***.
- Wrrr! - Przesuwałem palcami po włosach, próbując usunąć z nich niewidzialną ciecz.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]