They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

1. Księga Wieczności, #Opowiadania#, ~W pogoni za wampirem~, 1. Księga Wieczności [Z]

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Truskaa93

W pogoni za wampirem:

Tom I

Księga Wieczności.

 

 

 

 

 

Prolog

Czaiłam się w przydrożnych krzakach i nie spuszczałam go z oczu. Zacisnęłam dłoń na kołku i wyczekiwałam, aż się uspokoi i będę mogła go dopaść. Tom będzie ze mnie dumny, pomyślałam. Skupienie, cierpliwość i szybkie działanie – tego mnie właśnie nauczył. Czułam narastającą adrenalinę w moich żyłach. Wiedziałam, że za moment nadejdzie przełomowa chwila w mojej edukacji. W końcu udowodnię, że jestem warta tego wszystkiego…

Zrobiłam krok, później drugi. Szeleszczące liście pod moimi stopami zagłuszyły samochody, jadące za moimi plecami. Jednak on usłyszał. Odwrócił się w moją stronę i patrzył w kierunku krzaka, za którym się ukrywałam. Spuścił swój wzrok. Najwyraźniej wyczuł mój kołek. Podniósł głowę i w ułamku sekundy znalazł się obok mnie. Złapał mnie za szyję i podniósł w górę. Przyjrzał mi się uważnie i nagle puścił. Upadłam na ziemię. Kołek wypadł mi z ręki i upadł kilka stóp dalej. Nie zważając na konsekwencje, rzuciłam się, by mieć swą broń znów w ręce. Niestety, on był szybszy. Kopnął go i wylądował parę metrów dalej.

-Nie będzie Ci już potrzebny – powiedział i uderzył mnie w głowę. Ból w czaszce przeszedł wszystkie jego zakamarki i straciłam przytomność…

 

Rozdział 1

Szykowanie się do szkoły każdego ranka było najnudniejszą rzeczą, jaka mnie spotykała. Nienawidziłam jej. To dlatego, że wszystkie zajęcia były stosunkowo nudne. Nie rozumiałam, dlaczego nauczyciele nie dążą do rozwijania pasji uczniów, tylko zmuszają ich do nauki nowych i jednocześnie beznadziejnych rzeczy…

- Claro, zejdź na dół! Śniadanie na stole! – usłyszałam z dołu. Głos mamy rozbrzmiał w całym domu.

- Już schodzę! – krzyknęłam.

Spakowałam do torby potrzebne książki i gotowy ekwipunek zarzuciłam na ramię. Na dzisiejsze przerwy zabrałam ze sobą podręcznik średniowiecznej magii. Ostatnio skończyły mi się książki o czarach i musiałam chodzić do biblioteki, świecić oczami przed panią Cuncle i ładnie uprosić ją o jakieś pożyteczne materiały. Za każdym razem patrzyła na mnie nieprzeniknionym wzrokiem, ale w końcu szukała ich dla mnie…

Byłam jedną z nielicznych osób w szkole, które uwielbiają czytać. Przede wszystkim lubiłam fantastykę i wszystkie zjawiska paranormalne, jakie istnieją na świecie. Za każdym razem, kiedy czytałam jakąkolwiek książkę o tej tematyce, moja wyobraźnia niosła mnie w niezbadane nigdy rejony, a poczucie wolności sprawiało, że unosiłam się nad ziemią, studiując jej wartości. W przenośni, oczywiście…

Spojrzałam w lustro. Szybkim ruchem dłoni nałożyłam pomadkę na usta, poprawiłam swoje kasztanowe włosy, które upięłam dziś w luźną kitkę i wyszłam z pokoju. Zamknęłam drzwi i zbiegłam po schodach. W korytarzu poczułam zapach jajecznicy, co wzmogło mój głód. Przyspieszyłam kroku i po chwili znalazłam się w kuchni. Odłożyłam torbę na bok i zasiadłam naprzeciwko taty. Czytał właśnie gazetę i popijał kawę z ekspresu.

- Jak się spało? – spytał w międzyczasie.

- Dobrze, dziękuję. Mogę podwójną porcję? – zwróciłam się do mamy, która zbliżała się z patelnią w moją stronę.

- Nie zapominaj o swoim bracie. Je dwa razy więcej od Ciebie – powiedziała z uśmiechem.

- Mogłaś nie przypominać, łatwiej by mi się jadło – oznajmiłam. Zaśmiała się.

- Cała Clara – powiedziała, nakładając mi porcję jajek.

Sięgnęłam po widelec i zaczęłam jeść. Byłam dzisiaj strasznie głodna. Zastanawiałam się, co spowodowało mój nagły napad wilczego głodu…

Spojrzałam na zegarek. Zbliżała się ósma. Za niedługo ma podjechać autobus, a mój brat nawet nie raczył wstać z łóżka. Posłałam mojej mamie pytające spojrzenie i od razu wiedziała, o co mi chodzi.

- Mark, do cholery jasnej, wiesz, która jest godzina?! – krzyknęła. – Wstawaj do szkoły, ale już!

Zachichotałam krótko, po czym wróciłam do jedzenia jajecznicy. Mark, mój straszy brat, zawsze był śpiochem. Każdego ranka mama musiała na niego krzyczeć, żeby raczył ruszyć swój tyłek z łóżka. Tak było i tym razem…

Kiedy skończyłam, włożyłam swój talerz do zlewu. Odwróciłam się i w drzwiach ujrzałam zaspanego Marka. Otworzył usta i ziewnął mocno. Popatrzył na nas i usiadł do stołu.

- Cześć wszystkim – wymamrotał zaspany, po czym znów ziewnął.

- Mark, kiedy się nauczysz chodzić spać o przyzwoitej porze? – spytał ojciec.

- Spytajcie swojej córki. Znowu siedziała do późna, czytając jakieś książki.

- A co ma do tego Clara? – spytała mama.

- Jej gówniane żarówki w żyrandolu są tak mocne, że mam wrażenie, jakbym miał zaświeconą lampkę nocną. A ja przy świetle nie mogę zasnąć.

- Przestań zwalać winę na mnie – warknęłam.

- Widzicie co te hokus pokus robią z waszą córką? Robi się coraz bardziej agresywna…

- Mark!

Podeszłam do niego i miałam ochotę wydłubać mu oczy widelcem. Obecność rodziców w kuchni uratowała go od pewnego kalectwa.

- Nic Ci do moich książek! Jeśli nie pasuje Ci coś, wyprowadź się!

- Z miłą chęcią, ale jak skończę szkołę.

- Baran!

Posłałam mu swoje najgroźniejsze spojrzenie i wyszłam. Nie miałam zamiaru słuchać jego mongolskich teorii na temat magii. Wiedział o niej dużo mniej niż ja. I zawsze się z niej nabijał…

Chwyciłam swoją torbę i wybiegłam z domu. Czułam narastającą złość, która w każdej chwili mogła eksplodować i wtedy nie byłoby czego ze mnie zbierać.

Po chwili podjechał autobus. Wsiadłam do niego i wzrokiem przeczesałam całe wnętrze, szukając Brendy, mojej przyjaciółki. Była ciemnoskórą pięknością, o łagodnych niebieskich oczach, więc łatwo było ją odszukać… Siedziała na samym końcu i patrzyła przez szybę. Kiedy ujrzała za nią mój dom, pomachała w moją stronę, a ja ruszyłam w jej kierunku, przywitać się.

-Hej, Clara!

Brenda wstała i przytuliła mnie. Widząc moją minę, od razu przeszła do pytań.

- Co się stało? Czy to znowu Mark? A to dupek…

- Mogę usiąść? – spytałam. Popatrzyła na mnie zaskoczona, ale po chwili oprzytomniała.

- Tak, jasne, siadaj. Wybacz, ale wyraz Twojej twarzy wiele mi mówi, więc…

- Tak, tak, to wina Marka. Zaczął śmiać się ze mnie.

- Palant. Mówiłam Ci, żebyś go olała. Nie zna się na tym i już… A właśnie. Jak tam poszukiwania nowych książek?

Brenda jako jedyna osoba z mojego otoczenia podzielała moje zainteresowanie do magii i zjawisk paranormalnych. Zawsze interesowała się tym, co czytałam, co planuję przeczytać oraz czasem pomagała mi szukać nowych materiałów w bibliotece.

- Nieźle. Ostatnio panie Cuncle znalazła dla mnie książkę o pojawianiu się duchów w Los Angeles. Podobno w latach pięćdziesiątych minionego wieku często widywano zjawy w ciemnych uliczkach.

- Duchy w L.A? A to ciekawe… A oprócz tego?

- Raczej to co zwykle: czyli magia w minionych stuleciach. Mam zamiar wybrać się do mojej babci, do Waszyngtonu i przeszukać tamtejsze biblioteki.

- Dobry pomysł – powiedziała szybko, po czym zamyśliła się. Spojrzałam na nią ciekawa. Uśmiechnęła się szeroko.

- Co jest?

- Mam coś dla ciebie.

Sięgnęła do torby i wyciągnęła z niej książkę, oprawioną grubą, czarną okładką. Podała mi ją. Tytuł brzmiał interesująco: „Świat wampirów oczami człowieka”. A to coś nowego, pomyślałam.

- Skąd ją masz? – spytałam podekscytowana.

- Aaa, ma się te znajomości – mrugnęła do mnie. Objęłam ją mocno i pocałowałam w policzek.

- Kochana jesteś.

- Dzięki.

- Będę miała co czytać. Trochę znudziło mi się to, co mam w domu – powiedziałam. Zaczęłam oglądać książkę dokładnie. Tytuł, wyryty złotą czcionką, miał w sobie coś magicznego, przykuwał uwagę na dobrą chwilę.

- Kiedy ją zobaczyłam, od razu pomyślałam o Tobie. Wiem, jak dużo czasu poświęcasz na poszukiwania. A tego tematu chyba jeszcze nie opracowałaś, co?

- Nie, dzięki za nią. Jesteś wielka!

- Drobiazg. – Zaśmiała się.

Schowałam książkę do torby i zatraciłam się w rozmowie z Brendą. Obgadałyśmy całą drogę. Co rusz pojawiał się nowy temat, który opracowałyśmy dogłębnie, a zaowocowało to tym, że skończyłyśmy dopiero, gdy autobus zatrzymał się pod szkołą. Zamierzałyśmy po szkole również spotkać się i dokończyć nasze babskie rozmowy…

Wysiadłyśmy z autobusu i ruszyłyśmy w kierunku budynku szkoły. Po chwili dogonił nas Mark. Zatarasował mi drogę. Chciałam go ominąć, ale nie dałam rady.

- Czego ode mnie chcesz? – warknęłam.

- Nie złość się. Chciałem przeprosić.

Wywróciłam oczami.

- Nie chce mi się z Tobą gadać…

- Clara, nie bądź taka…

- Nie rozumiesz, że powiedziała nie? – Do dyskusji włączyła się Brenda. Mark zawsze miał słabość do jej urody, ale tym razem się nie ugiął.

- Te, lala, nie wtrącaj się.

Mina Brendy wyrażała wiele emocji. Przede wszystkim czuła się urażona przez mojego brata. Nie lubiła, kiedy chłopak mówił na nią „lala”.

- Mark, daj mi spokój. W domu wyraźnie skończyliśmy ten temat.

- Nie wściekaj się na mnie. Miałem rację i tyle.

- Rację? Ty mnie obraziłeś, tłumoku, nie rozumiesz? – Wsadziłam tyle jadu w to zdanie ile mogłam.

- I właśnie przepraszam. Nie chciałem.

- Daj mi spokój – powiedziałam i minęłam go, uderzając łokciem w brzuch. Tym razem mnie nie zatrzymywał. Po chwili dołączyła do mnie Brenda.

- Niezły cios – powiedziała.

- Gdybym mogła, rozgniotłabym go na kwaśne jabłko. Albo zmasakrowała twarz. Cokolwiek, żebym więcej nie musiała na niego patrzeć.

- Spokojnie, tylko spokojnie. Nie daj mu się prowokować.

- Masz rację.

Westchnęłam i udałyśmy się w kierunku klasy.

 

****

Poranna kłótnia z bratem powoli odchodziła w niepamięć. Próbowałam bardziej skupić się na lekcji niż na wspominaniu słów, jakie usłyszałam od Marka. Kreśląc kwadraciki w zeszycie, wsłuchiwałam się w odczytywaną listę obecności. Kiedy nasz profesor od historii, pan Darks, skończył, otworzył listę ocen.

- No to teraz poproszę pewną osobę, która streści mi swój esej na temat…

Cholera jasna!!! Esej! Wiedziałam, że zapomniałam o czymś. Czułam, że znowu się telepie. Brenda spojrzała na mnie pytająco.

- Nie mam eseju – szepnęłam.

- Masz, w razie czego streścisz mój. Czytaj szybko. – Podsunęła mi pod nos kartkę A4. No tak, tylko kiedy ja to skończę…

- Clara Evans. Bardzo prosimy na środek.

Cholera po raz drugi!!! Wiedziałam. Spojrzałam na Brendę, jednak ona czuła się bezradna. W ławce pomogłaby mi, odpowiadając, lub podsuwając dyskretnie odpowiednie fragmenty tekstu. A teraz???

Powoli wyszłam z ławki. Klasa zwróciła na mnie oczy.

- Śmiało panno Evans. Nie gryzę.

Taa, jasne, pomyślałam. Zaraz mnie pożresz.

Kiedy doszłam pod tablicę, pan Darks popatrzył na mnie wyczekująco. Brenda za wszelką cenę chciała mi jakoś pomóc, ale nie mogła nic zdziałać…

- No, słuchamy panią.

- Ja…

- Tak?

- Ja…

- Bardzo ciekawie się zaczyna – powiedział z sarkazmem w głosie. Miałam ochotę go opluć.

- Ja… nie napisałam eseju – powiedział cicho.

- Słucham?

- Nie mam eseju!

- Cóż za zabawna historia – powiedział. Czułam, że zaraz mnie zgnębi, zlinczuje… I Bóg wie, co jeszcze.

- Zapomniałam o nim… - Zaczęłam się jakoś bronić.

- Ale bzdetnych książek nie zapomniałaś przeczytać?

Wiedziałam. Trafił w mój czuły punkt. Każdy głupi w szkole wiedział, czym się interesowałam.

- Jak to sobie wyobrażasz?

- Słucham? – Nie wiedziałam, o co mu chodzi.

- W szkole mamy zasady, panno Evans. Jesteś uczniem tego liceum i Ciebie również one obowiązują! – warknął. Cała klasa zamarła. – Na następną lekcję napiszesz dwa eseje: zaległy oraz na temat, który Ci jutro podam. A teraz do dyrektora! Biegiem!

Nie pozostało mi nic, tylko zebrać manatki i pójść do gabinetu dyrektora. W klasie nadal panowała cisza. Nikt nie odważył się nawet szepnąć. Wzięłam swoją torbę i pożegnałam się przelotnie z Brendą. Wychodząc z klasy, usłyszałam tylko, jak pan Darks rozpoczyna nowy temat…

Wściekła, usiadłam na korytarzu. Od rana wszystko się chrzaniło. Czułam, że to jeszcze nie koniec. Czekała mnie bowiem konfrontacja z dyrektorem, a później z rodzicami, którzy na bank dadzą mi szlaban za zaniedbanie prac domowych… Cudnie!

Niechętnie wstałam i ruszyłam w kierunku gabinetu pana Turner’a. Minęłam naszą woźną, która zapewne chciała dowiedzieć się, co robię na korytarzu podczas lekcji. Nie odezwałam się jednak ani słowem…

Po minucie stałam już przy drzwiach gabinetu dyrektora szkoły. Westchnęłam ciężko i zapukałam powoli. Usłyszałam męski głos, który zapraszał do środka.

- Dzień dobry – powiedziałam, wchodząc do środka.

- Pani Evans? Co panią do mnie sprowadza? Biblioteka na drugim końcu korytarza… Super, teraz on zaczyna.

- Przysłał mnie pan Darks. Za karę.

- Za karę?

- Tak. Nie napisałam eseju.

- Ciekawe, ciekawe. A dlaczego nie napisałaś?

- Zapomniałam. Mam ostatnio dużo na głowie.

- Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że przez twoje zamiłowanie do fantastyki nie będziesz odrabiać prac domowych…

- Nie, skądże znowu.

- Cóż, wierzę Ci.

Zamyślił się na moment. Przetarł dłonią oczy i spojrzał na mnie.

- Myślę, że pan Darks nieco przesadził z tym wysyłaniem Cie do mnie, ale dobrze. Nie zadam Ci kozy, bo nie przeskrobałaś niczego wielkiego, ale pamiętaj: odrabiaj zadania. Wszystkie.

- Dobrze, panie Turner. Obiecuję.

- Możesz iść. To wszystko.

Odwróciłam się na pięcie i chwyciłam za klamkę, kiedy dodał:

- Acha, nie gniewaj się na profesora. Ma ostatnio ciężkie chwile w rodzinie.

- Rozumiem. Dziękuję – powiedziałam i wyszłam z gabinetu.

Tym razem mi się udało. Miałam sporo szczęścia. Mało brakowało, a musiałabym spędzić popołudnie w szkole, a tego w życiu bym nie chciała…

Usiadłam na korytarzu, oczekując dzwonka. Nie chciałam wracać na historię. Za bardzo byłam zdenerwowana. Oparłam głowę o ścianę i zamknęłam oczy. Próbowałam uwolnić głowę od myśli, jakie zaprzątały mój umysł. Próbowałam się jakoś rozluźnić, ale na próżno. Ciągle coś mnie nękało.

Nagle usłyszałam jakiś męski głos. Nie znałam go.

- Czy aby nie powinnaś być na lekcji? – spytał. Otworzyłam oczy i ujrzałam wysokiego, przystojnego szatyna. Był dużo starszy ode mnie. Miał na sobie jeansy i czarną, skórzaną kurtkę. Jego jasne włosy były w nieładzie. Posłał mi kpiarski uśmiech. Zaraz za nim stał Jake, mój klasowy kolega. Zaraz, po co on…

- Pan Darks jest nieźle wkurzony. Chyba dobrze zrobiłaś, że tu zostałaś – powiedział Jake. Facet spojrzał na niego, później na mnie.

- Dzięki za informacje. – Uśmiechnęłam się krzywo.

- Chodź Jake, czas na nas – odezwał się po chwili i zniknęli w drzwiach.

Przez dłuższą chwilę zastanawiałam się, po co Jake poszedł z tamtym facetem? Kim był ten facet? Niczego nie rozumiałam…

Po dziesięciu minutach zabrzmiał dzwonek. W tłumie rozpoznałam Brendę, która przedzierała się w moim kierunku.

- Tutaj jesteś – powiedziała z uśmiechem. – I jak tam po wizycie u dyrka?

- W porządku. Nie zadał mi kozy…

- Serio?

- Tak. Stwierdził, że Darks’a poniosło. Nie było podstaw by mnie ukarać…

- Czyli popołudnie masz wolne? – spytała. W kącikach jej ust czaił się uśmiech.

- Nie za bardzo. Muszę napisać tej głupi esej – powiedziałam bardziej do siebie niż do niej.

- Oh, zapomniałam. To nic, wybierzemy się jutro – oznajmiła szczęśliwa.

- Cokolwiek to będzie, zgadzam się. Nie mam zamiaru siedzieć w domu…

- I to podejście mi się podoba.

Zaśmiałyśmy się. Po chwili rozbrzmiał dzwonek i musiałyśmy iść na lekcje…

 

****

Pozostałe zajęcia obeszły się bez żadnych incydentów. Mogłam spokojnie pomyśleć o zajęciu na wieczór oraz sposobie, jak szybko napisać esej…

Wyszłam na dwór. Świeciło słońce, jednak jak na październik przystało, było chłodno. Zapięłam kurtkę i ruszyłam w kierunku autobusu.

Usiadłam na samym końcu. Po chwili dołączyła do mnie Brenda i pochłonęłyśmy się rozmową. Wypytałam ją o szczegóły lekcji historii. Chciałam wiedzieć, co działo się pod moją nieobecność. Kiedy opowiadała gorliwie o temacie, nad jakim dzisiaj pracowali, przypomniał mi się Jake i facet, który wychodził z nim ze szkoły.

- Brenda?

-Hmm?

...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • exopolandff.htw.pl