01 Swiatopoglad-sredniowieczny Adolf-Kliszewicz, Kliszewicz Adolf
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Adolf Kliszewicz, „ŚREDNIOWIECZE A TERAŹNIEJSZOŚĆ. CHARAKTERYSTYKA DWÓCH ŚWIATOPOGLĄDÓW”, Kraków 1927, Nakładem Autora, str. 46-55
Światopogląd średniowieczny.
(fragment)
Streśćmy jeszcze raz pokrótce wszystko, cośmy powiedzieli o średniowiecznym systemie Państwa Bożego na ziemi. Podstawą tego systemu było przede wszystkim dążenie do przeistoczenia natury ludzkiej w celu postawienia w niej pierwiastka duchowego nad cielesnym, a następnie dążenie do przekształcenia stosunków ludzkich w ten sposób, aby społeczeństwo ziemskie mogło być stopniowo przeobrażone w nadzmysłowe Królestwo Boże, gdzie sam Bóg obejmie bezpośrednie rządy nad światem. Droga do przeistoczenia natury ludzkiej prowadzi przez ascezę i dlatego asceza stanowi podstawę całego nadprzyrodzonego gmachu Królestwa Bożego. Bez opanowania zmysłowej natury nie może być odrodzenia duchowego, tych ponownych urodzin, o których Chrystus mówił Nikodemowi; każdy więc, kto dąży do tego odrodzenia, musi przestać być sługą ciała, tego źródła grzechu, a stać się jego panem. Taką była logika ascezy w stosunku do jednostki, a w stosunku do społeczeństwa opiera się ona na niewzruszonej wierze w słowa Chrystusa: „szukajcie najpierw Królestwa Bożego, a reszta będzie wam przydana”. Gdy zaś nastąpi duchowe odrodzenie poszczególnych jednostek, wtedy świat ziemski, ów padół łez i cierpienia, opromieni się Boskim światłem, wtedy nastąpi także przeistoczenie jego w nadzmysłowe Królestwo Boże, w którym znikną wszelkie łzy i cierpienia, a będzie wieczny spokój w Bogu. W ten odległy ideał zapatrzone jest średniowiecze w osobie najlepszych swych synów i dla osiągnięcia tego ideału Kościół dążył do poddania swym wpływom stosunków ziemskich z państwem świeckim na czele. Jak wiemy, Kościół w tym swym dążeniu napotkał na silny opór ducha świata tego, ducha cielesności i przywiązania do ziemi, i wobec tego zmuszony był odstępować od swych prostolinijnych dążeń i robić niezbędne ustępstwa na rzecz zmysłowej ludzkiej natury, lecz nawet same ustępstwa te na rzecz państwa, małżeństwa, własności i wszystkich innych instytucji ludzkich Kościół czyni w ten sposób, aby instytucje te nie służyły wyłącznie cielesnym, ziemskim celom ludzkości, lecz mogły być jednocześnie szkołą, etapem przygotowawczym do stopniowego osiągania coraz to wyższych form doskonałości dla jednostki oraz stopniowego ulepszenia zbiorowego życia ludzkiego. Zgadzając się więc na kompromisy ze zmysłową ludzką naturą, Kościół nie tracił nigdy z oczu swego zasadniczego ideału, jakim było Civitas Dei na ziemi. Tak uznając istnienie państwa świeckiego, Kościół stawia, jako zasadniczy warunek tego uznania, że państwo to będzie chrześcijańskim, czyli że w swych zewnętrznych stosunkach z innymi państwami, równie jak w swym wewnętrznym życiu, opierać się będzie wyłącznie na zasadach chrześcijańskich. Pod tym warunkiem państwo świeckie zyskiwało nie tylko uznanie Kościoła, ale nawet częściowe uświęcenie przez osobę swego monarchy, który zyskuje w tym wypadku od Kościoła dostojeństwo pomazaństwa Bożego i, stając się źródłem wszelkiej władzy i hierarchii w państwie, łączy to ostatnie poprzez Kościół ze światem nadzmysłowym. W takim też tylko wypadku staje się słuszną maksyma o pochodzeniu wszelkiej władzy od Boga, a sama władza państwowa zyskuje niezłomną wytyczną dla swego postępowania oraz dochodzi do posiadania niezbędnego autorytetu, bez którego niemożliwy jest normalny rozwój państwowy. Instytucja własności prywatnej zyskuje uznanie Kościoła tylko pod warunkiem, że będzie służyła do zaspakajania jedynie niezbędnych potrzeb życiowych, nigdy zaś do zbytkownego życia lub jako środek do ciemiężenia innych. W myśl tej zasady wszelka nadwyżka dochodów miała być oddawana do rozporządzenia Kościoła, który ze swej strony miał ją rozdzielać pomiędzy wszystkich ubogich i potrzebujących. Wprowadzenie tej zasady w życie rozwiązałoby automatycznie kwestię socjalną, która, w innym ujęciu, staje się równaniem z wielu niewiadomymi i nigdy rozwiązaną być nie może, jak to już w dostatecznym stopniu potwierdził przykład wszystkich rewolucji, z ostatnią rosyjską włącznie. Małżeństwo, z punktu widzenia doktryny kościelnej, jest stanem niższym od dobrowolnego dziewictwa, lecz pomimo to Kościół uświęca je przez przyznanie mu charakteru sakramentu i uznaje go za związek absolutnie nierozerwalny dwojga istot, mający służyć nie tylko ziemskim celom mnożenia się rodzaju ludzkiego, ale przede wszystkim zostać środkiem do ujęcia w karby zmysłowej natury ludzkiej i do wzajemnego duchowego doskonalenia się małżonków. Praca, która według doktryny chrześcijańskiej stała się niezbędną na ziemi tylko wskutek upadku ludzkości, zostaje jednak uświęconą przez Kościół i podniesioną do rzędu środków, umartwiających ciało i wznoszących ducha ku Bogu. Staje się zasadą, że praca nie powinna mieć na widoku jedynie celów materialnych, ale powinna być przede wszystkim wykonywaną, jako nakaz Boży, w celu umartwiania ciała, reszta zaś, to jest materialne rezultaty pracy zjawią się same przez się. Przy takim ujęciu problematu pracy niemożliwą staje się jakakolwiek eksploatacja pracujących na wzór obecnej, gdy pracodawcy widzą w cudzej pracy tylko środek do osobistego wzbogacenia się, a sami robotnicy są traktowani jako maszyny do produkowania dóbr ziemskich, skąd biorą źródło wszelkie nienawiści i walki klasowe. W polityce ekonomicznej średniowiecza przewodnią ideą jest przekonanie o niedopuszczalności wszelkiego zarobku, nie opartego na pracy, stąd zakaz wszelkiej spekulacji i w ogóle wszelkiego pasożytnictwa, które się tak rozwielmożniły w społeczeństwach nowoczesnych. Prawo, zarówno cywilne, jak i karne, ma w systemie Państwa Bożego na celu nie tyle obronę interesów ekonomicznych i w ogóle spraw ziemskich poszczególnych jednostek, ile doskonalenie stosunków ludzkich oraz poprawę przestępcy czyli grzesznika.
Tak się przedstawia w krótkim zarysie całokształt stosunków ludzkich według systemu Państwa Bożego na ziemi. Każdy bezstronny badacz tego systemu, bez względu na swe religijne credo, zmuszony będzie przyznać, że system ten jest logicznym bez zarzutu łańcuchem wywodów z jednej podstawowej tezy, którą jest uznanie istnienia Osobowego Boga oraz transcendentalnych przeznaczeń jednostki i całej ludzkości, i że system ten pomimo swych transcendentalnych przesłanek i celów stwarza tak mocne podstawy dla ziemskiego bytowania ludzkości, jakich nie jest w stanie wytworzyć żaden inny system, opierający się wyłącznie na uznaniu tylko doczesnych celów jednostki i całej ludzkości. Systemowi temu nie było danym, jak wiemy, osiągnąć pełnego rozwoju; musiał pozostać tylko najwznioślejszą próbą uniwersalnego przeistoczenia świata, jaką znają dotychczasowe dzieje ludzkości i niepowodzenie której stwierdziło tylko słowa Chrystusa: „Królestwo moje nie jest z tego świata”.
Jak widzimy, system średniowiecznego Państwa Bożego na ziemi obejmował całokształt stosunków ludzkich. Pozostaje jeszcze odpowiedzieć na pytanie, co było w średniowieczu podstawą etyki osobistej. Etyka w tej epoce nie potrzebowała specjalnego uzasadnienia, ponieważ była wyłącznie opartą na zasadach chrześcijańskich. Życie i postępowanie człowieka oceniano w świetle najdoskonalszego wzoru, jakim był Chrystus, a postępowanie etyczne miało na celu osiągnięcie wiecznego zbawienia duszy. Sądzę, że będzie tu na miejscu odeprzeć zarzut, czyniony etyce chrześcijańskiej przez jej wrogów, że opiera się ona na uczuciach egoistycznych, bo na nadziei nagród pośmiertnych i na bojaźni kar wiecznych. Przede wszystkim należy stwierdzić, że podstawą tej etyki jest na pierwszym planie miłość Chrystusa, a następnie, że celem wszelkiej etyki w ogóle jest zwalczanie egoizmu i potęgowanie altruizmu na ziemi; jeżeli więc etyka, oparta na egoizmie transcendentalnym, daje w wyniku ziemski altruizm, to cel jej jest w zupełności osiągnięty; wymagać zaś od jednostki zupełnego zaparcia się egoizmu, nawet transcendentalnego, jest to żądać od niej zupełnej negacji własnej jaźni, czyli stawiać za ideał buddyjską nirwanę.
Czyniony jest jeszcze inny zarzut już nie samej etyce chrześcijańskiej, lecz chrześcijańskiemu średniowieczu, że pomimo wzniosłych ideałów etycznych epoka ta stała, jeżeli nie niżej, to w każdym razie nie wyżej od czasów nowych. Sądzę, że zarzut ten może wychodzić tylko od ludzi, którzy niedostatecznie orientują się w różnych okresach historii średniowiecza i nie odróżniają należycie jego klasycznego okresu, okresu częściowego wcielenia w życie idealnych postulatów systemu Państwa Bożego, od okresu późniejszego średniowiecza, czasów renesansu, w których sceptycyzm i zepsucie miejskie zapuściły już dość głębokie korzenie w życiu ówczesnych społeczeństw. Ta ostatnia epoka średniowiecza, bezwątpienia stała już na stosunkowo niższym poziomie moralnym, a sztylet i trucizna były orężem dość rozpowszechnionym w ówczesnym życiu w ogóle, a szczególnie w życiu wyższych warstw społeczeństwa. Natomiast klasyczny okres średniowiecza jest nie tylko epoką Świętych, ale na ogół epoką o wysokim przeciętnym poziomie moralnym szerokich warstw społeczeństwa, epoką, w której powstał ideał prawdziwego chrześcijańskiego rycerza, nieustraszonego i czystego, obrońcy pokrzywdzonych i uciśnionych. Były, ma się rozumieć, i wtedy występki, bo te są wieczne, jak ludzkość, ale zasadniczo różnią się one od występków w czasach obecnych po pierwsze tym, że nie były wynikiem istniejącego światopoglądu, jak to jest obecnie, lecz trafiały się wbrew niemu, a po wtóre tym, że człowiek ówczesny, stając się nieraz przestępcą tylko wskutek gwałtowności swej natury, uznawał jednak swój grzech i często pokutą całego życia starał się go zmazać, człowiek zaś nowoczesny popełnia przestępstwo z całym wyrafinowaniem i cynizmem i ma na myśli jedynie uniknięcie karzącej ręki sprawiedliwości.
Na zakończenie niniejszego studium o średniowieczu chcę jeszcze poddać krytyce zarzuty, czynione światopoglądowi tej epoki, a polegające na tym, że hamował on jakoby rozwój nauk w ogóle, a w szczególności nauk przyrodniczych, będących podstawą nowoczesnego rozwoju cywilizacji. Bezwzględnie, klasyczne średniowiecze stało na stanowisku, analogicznym poglądom pierwotnego chrześcijaństwa, według którego jedynie poznanie Boga jest źródłem wszelkiej wiedzy, potrzebnej człowiekowi. Klasycznym jest tu zdanie w tym przedmiocie św. Anzelma Kantuaryjskiego, który wraz ze św. Augustem twierdzi: „wierzę, a przez wiarę poznaję”. Średniowiecze stało w sprawie poznania na stanowisku absolutnie dedukcyjnym: przez wiarę poznaje się Boga, a przez Boga, jako źródło wszelkiego bytu, poznaje się dopiero świat zjawisk. Czy ten pogląd można uważać za błędny? Na pytanie to wypadnie dać odpowiedź twierdzącą, jeżeli za poznanie będziemy uważali jedynie ustalenie kolejności zjawisk po sobie oraz ujęcie stosunków między zjawiskami w pewne formułki matematyczne bez względu na ich stosunek do świata, jako całości. Natomiast musimy odpowiedzieć przecząco, jeżeli za prawdziwe poznanie uważać będziemy jedynie poznanie łączności wszystkich istot i zjawisk w Bogu, jako źródle wszelkiego bytu. Na tym właśnie stanowisku stało średniowiecze i konsekwentnie nie uznawało potrzeby badań przyrodniczych dla poznania świata. Badania przyrodnicze miały dla tej epoki znaczenie o tyle tylko, o ile prowadziły do poznania Stwórcy w Jego dziełach. „Wiedza wszelkiej mądrości jest bezużyteczną, gdy nie wchodzi w nią poznanie Boga”, mówi Wincenty de Beauvais, zaś św. Tomasz z Akwinu nauczał, że badanie dzieł stworzenia powinno mieć na celu nie zadowolenie marnej i znikomej żądzy wiedzy, ale zbliżenie ku temu, co nieśmiertelne i wieczne.
Kwintesencją myśli średniowiecznej w tym kierunku było twierdzenie, że filozofia winna być sługą, ancilla theologiae, lecz z tego nie wynika wcale, aby średniowiecze miało zasadniczo negować wszelką naukę, ale tylko to, że epoka ta, w przeciwieństwie do czasów nowych, uznawała wyższość mistycznego poznania świata nad zewnętrznym poznaniem prawidłowości zjawisk i dlatego nie uznawała badań przyrodniczych za jedyne źródło wiedzy, jak to czynią czasy nowożytne. A czy rzeczywiście jesteśmy uprawnieni do twierdzenia, że droga, którą obrały czasy nowe, jest prawdziwszą od dróg średniowiecza. Czy po 400 latach skrzętnych i usilnych badań przyrodniczych jesteśmy bliżsi rozwiązania zagadki bytu, niż świat antyczny lub średniowiecze? Jeżeli zechcemy być szczerzy, to zmuszeni będziemy dać przeczącą odpowiedź na to pytanie. Świat w jego istocie pozostaje dla nas takim samym nierozwiązalnym X, jak dla poprzednich epok, natomiast ciągłe kawałkowanie i analizowanie przyrody bez łączenia jej części w jednym współnem źródle sprawiło, iż umysł nowoczesny zatracił prawie zupełnie poczucie harmonii i jednolitości świata. Człowiek nowoczesny dostrzega raczej to, co rozdziela istoty i rzeczy, niż to, co je łączy, jednym słowem, przez zewnętrzne poznanie, nie oparte na dążeniu do poznania Boga w Jego dziełach, świat stał się dla nowoczesnego człowieka w rzeczywistości zupełnie niezrozumiałym, w przeciwieństwie do mistyka średniowiecznego, który w ekstazie łączył się z Bogiem i przez to poznawał świat, jako jedną wielką całość.
Jak widać z powyższego, jesteśmy uprawnieni jedynie do twierdzenia, że średniowiecze uznawało zasadniczą wyższość mistycznego, wewnętrznego poznania nad poznaniem zewnętrznym, ale z tego, powtarzam, nie wynika wcale, aby miało negować zupełnie to ostatnie, zarzut więc, że światopogląd średniowieczny musiał nieuniknienie hamować rozwój nauk przyrodniczych, a w następstwie tego rozwój rolnictwa i techniki, zarzut ten nie może być wcale uważany za dowiedziony. Średniowiecze nie troszczyło się, wprawdzie, specjalnie o rozwój materialnych zasobów, ale przyczyna tego zjawiska tkwi przede wszystkim w tym, że rozwój ten nie był w owych czasach palącą potrzebą wobec wystarczalności ówczesnej gospodarki naturalnej dla stosunkowo rzadkiej ludności, równie więc słusznie możnaby oskarżać światopogląd antyczny o te same grzechy, ponieważ w starożytności nie dokonywano także odkryć i wynalazków, któreby mogły iść w porównanie z nowożytnymi. Należy raczej logicznie przypuszczać, że zarówno w starożytności, jak i w średniowieczu, bez względu na światopogląd tych epok, nie nastał po prostu jeszcze czas dla rozwoju nauk i techniki na większą skalę.
Dla poparcia tezy o szkodliwości światopoglądu średniowiecznego dla rozwoju materialnej kultury ludzkości pozostawałoby wobec tego jedynie twierdzenie a priori, że prawdziwie chrześcijański światopogląd musi nieuniknienie doprowadzić do zahamowania i upadku kultury i cywilizacji. Twierdzić zaś to, to znaczy albo zaprzeczyć prawdziwości religii chrześcijańskiej, albo stawiać tamy Boskiemu kierownictwu i Boskiej możności przeobrażenia świata. Z jednej strony nie wiemy, jakiemu nadprzyrodzonemu przeistoczeniu mógłby ulec świat, gdyby ludzkość nie zboczyła z wytycznej linii chrześcijańskiej, a z drugiej nie mamy najmniejszego prawa powątpiewać, że Bóg skierowałby prawdziwie chrześcijańską ludzkość ku badaniom przyrodniczym, gdyby to było niezbędnym dla dalszego jej rozwoju. Jeżeli ludzkość, odstępująca coraz to więcej od zasad chrześcijańskich, pomimo to była natchnioną na nowoczesne olbrzymie odkrycia naukowe i techniczne, bo tym bardziej, należy przypuszczać, miałoby to miejsce, gdyby ludzkość pozostała wierną chrześcijańskim ideałom średniowiecza. Bo czyż można przypuszczać, że cały ten olbrzymi rozwój nauk i techniki, którego jesteśmy świadkami w nowych czasach, był tylko wynikiem raptownie spotęgowanej mądrości ludzkiej, nie zaś rezultatem natchnienia Boskiego? Grecy i Rzymianie byli bez wątpienia nie głupsi od nas, ale nie czynili tych wszystkich odkryć i wynalazków, którymi szczycą się nowe czasy, dla tej prostej przyczyny, że godzina dla tego nie wybiła jeszcze na zegarze dziejowym.
Na tym kończę studium o światopoglądzie średniowiecza, skrystalizowanym w systemie Państwa Bożego na ziemi. Z powyższego widzimy, że klasyczne średniowiecze było jedynym okresem w dziejach chrześcijańskiej Europy, które głęboko i szczerze przeniknięte było dążeniami do wcielenia w życie ideałów religii chrześcijańskiej. Chrześcijaństwo było dla średniowiecza nie doktryną teoretyczną tylko, przeznaczoną do świątecznego użytku, jak to jest w czasach nowych, ale nerwem i treścią życia całego. Ludzkość ówczesna szczerze i namiętnie dążyła do urzeczywistnienia ideałów chrześcijańskich, lecz w dążeniu tym zabrakło jej ostatecznie tchu. Ziemska strona natury ludzkiej wzięła ostatecznie górę nad duchową i wraz z upadkiem niewykończonego gmachu Państwa Bożego na ziemi zaczyna się stopniowe poganizowanie Europy, które trwa dotychczas. Jak wiemy z historii, władza świecka, z początku w osobie cesarzy niemieckich, a później królów francuskich, wyłamuje się z pod wpływów hierarchii Państwa Bożego i toruje sobie samodzielną drogę w celu zbudowania państwa, opartego wyłącznie na świeckich podstawach. Za ostateczny kres upadku idei Cyvitas Dei należy uważać reformację XVI wieku. Potem następuje okres wojen religijnych, zakończony pokojem Westfalskim 1649 r.; jest to właściwie ostatni okres w życiu Europy chrześcijańskiej, w którym ideały religijne panują jeszcze nad umysłami ludzi i zdolne są pobudzać ich do walk i cierpień. Następnie świat europejski wchodzi w okres absolutyzmu władzy świeckiej i wojen dynastycznych, by przez oświecony absolutyzm i rewolucję francuską, wysuwającą zasadę zwierzchnictwa ludu, wkroczyć w okres rządów reprezentacyjnych z wyraźną przewagą burżuazji. Jednocześnie z tym w XVIII, a szczególnie w XIX wieku idzie olbrzymi rozwój nauk przyrodniczych i wynalazków technicznych, który wytwarza w XIX wieku materialną kulturę o nieznanej poprzednio wysokości. Równolegle z tym w Europie rozwija się nowy światopogląd monistyczno-materialistyczny, wręcz przeciwny chrześcijańskiemu i zasadniczo zaprzeczający go. Za kulminacyjny punkt tego okresu należy uważać czasy z przed ostatniej wojny światowej, po której następuje przełom który dla każdego obiektywnego obserwatora posiada wyraźne oznaki głębokiego kryzysu całej naszej cywilizacji. Przyczyny tego kryzysu w związku z nowym światopoglądem zamierzam zbadać w drugiej części tego studium.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]