1. Biczowanie, Praktyka diakońska, Homiletyka, Kazania pasyjne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wstęp:
Rozpoczniemy dziś drogę, drogę która – gdy się w nią udasz – może Cię zachwycić, zdziwić, zaniepokoić, przerazić a może nawet przemienić. Będzie to droga podczas której, będziemy zmierzać ku Bogu, przez wąską „bramę Chrystusowych ran”.
Podczas tej sześciotygodniowa wędrówki, będziemy się przyglądać, najpierw:
1. Świętemu Ciału Jezusa – Jego plecom, barkom i ramionom – które zostaną ubiczowane.
2. Świętej Głowie Jezusa – Jego skroniom, uszom, oczom i ustom – które zaleje krew od cierniem ukoronowania.
3. Świętym rękom Jezusa – Jego dłoniom i palcom – które zostaną przybite do krzyża.
4. Świętym nogom Jezusa – Jego stopom – które również zostaną przybite do krzyża.
5. Świętemu boku Jezusa – który zostanie przeszyty włócznią.
6. Wszystkie rany Chrystusa – które zostały wywyższone na krzyżu.
Dlatego chodź ze mną, nie zniechęcaj się. Adoruj święte rany Boga i wzrastaj w wierze. Chodź zobacz gdzie masz swoje rany?
1. Święte Ciało Jezusa
– Jego plecy, barki i ramiona – które zostały ubiczowane.
Początek była taki: Jego maleńkie – jak każdego dziecka – delikatne ciało po narodzeniu spoczęło w objęciach Jego ukochanej matki – Maryi. Ale już w tym, jakże szczęśliwym dniu, zamiast w ciepłej kołysce, został położony w niezbyt wygodnym, bo twardym żłobie. Wtedy, pierwszy raz, Jego maleńkie plecy, odczuły niewygodę jaką niesie ten świat. Czuł się jednak bezpieczny, bo był chroniony ramionami Matki, przed wiatrem, deszczem i innymi niewygodami. Gdy nastał odpowiedni czas, rodzicie ofiarowali Go w świątyni. Tak dorastał Jezus, rósł, nabierał mocy oraz stawał się silnym, młodym mężczyzną o mocnych plecach, barkach i ramionach, a całe Jego ciało okrywała długa lniana szata.
Już podczas publicznej działalności nie zabrakło w Jego życiu różnych niedogodności, tak jak wtedy, gdy był kuszony na pustyni. Wtedy nocą Jego ciało smagane wiatrem, odczuwało chłód, a w dzień Jego plecy opromienione żarem słońca dotykało gorąco. Ale jakby tego było jeszcze mało, szatan doświadczał Jego ciało natrętną pokusą zaspokojenia głodu i przemiany kamieni w chleb.
W innej sytuacji spotykamy Jezusa na górze Tabor. Jakże wielkie było zdziwienie Piotra, Jakuba i Jana, gdy pierwszy raz w życiu, dostrzegli piękno Jego przemienionego, jaśniejącego blaskiem ciała. Jakże był wtedy piękny...
Cała Jego osoba zawsze gromadziła wokół siebie tłumy. Ludzi, którzy chcieli dotknąć się Jego ciała, bo podobno, kto się Go dotknął odzyskiwał zdrowie – jak kobieta, która cierpiała na krwotok. Wiara i dotyk Najświętszego Ciała, spowodowały uzdrowienie.
W chwilach, kiedy doskwierał Mu skwar słońca chronił się w cieniu figowca, a pragnienie gasił wodą, jak wtedy, gdy powiedział do Samarytanki: „Daj mi pić”( Por. J 4,7). Wtedy uwierzyła, że Jezus jest Mesjaszem.
Natomiast, podczas uroczystego wjazdu do Jerozolimy, ci, którzy w Niego uwierzyli osłaniali Jego ciało gałązkami palmowymi.
Takie było święte ciało Jezusa. Zawsze podziwiane, wywołujące zachwyt i radość, obdarzone należytym szacunkiem, pietyzmem i wielką czcią, które należą się każdej osobie ludzkiej, bez względu na to kim jest i co robi... a Jezus? Jezus zawsze podkreślał godność ciała które, przecież jest świątynia Ducha Świętego.
Aż wreszcie nadszedł, ten jakże bolesny czas – wszystko rozpoczęło się tej pamiętnej nocy w Ogrojcu – gdy Jezus drżąc na całym ciele, zaczął odczuwać wielką trwogę.
I stało się. Święte ciało Zbawiciela zostało zdradzone, sprzedane za 30 marnych srebrników jakby było tylko tanim towarem, bez większej wartości i wydane w ręce grzeszników na okrutne sprofanowanie Największej Świętości. Potem żołnierze okryli Jego barki purpurowym płaszczem, dla większej pogardy, szyderstwa i kpiny. Tak dokonało się nieuniknione przelanie krwi Pańskiej: „Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest nasze zdrowie. Wszyscyśmy pobłądzili jak owce, każdy z nas się obrócił ku własnej drodze, a Pan zwalił na Niego winy nas wszystkich”(Iz 53,5-6). Jednak On się nie zachwiał, nie poddał. Pozwolił niemiłosiernie skatować cały swój tułów: brzuch, plecy, barki, ramiona... których dotykało się tak wielu ludzi, które był darzone tak wielką czcią. W ten sposób – On, Bóg-człowiek, Książę Pokoju, Emmanuel, Mesjasz, został ubiczowany. Przelano Jego najświętszą krew, a każda jej kropla, wysączona z wszystkich ran Zbawiciela, była za Ciebie i dla Ciebie...
A cały ogrom tego okrucieństwa, które zastosowano wobec Najświętszego Ciała Jezusa podczas biczowania potwierdził świadek. Posłuchaj: (mp3 Pasja Biczowanie)
(„Do biczowania wyznaczono sześciu oprawców, którzy porzucili przy słupie rózgi, bicze i postronki szli ochoczo na przeciw Jezusa, odebrali Go z rąk siepaczy i jeszcze okrutniej zaczęli się nad nim znęcać. Z oblicza i całej postaci tych zbirów przebijało się coś zwierzęcego, diabelskiego; wyglądali jakby na wpół pijani. Niejednego już biednego skazańca zasmagali na śmierć. Nie da się opisać, z jakim barbarzyństwem dręczyły Jezusa przez tę krótką chwilę. Bili go pięściami i postronkami, darli, szarpali i ciągnęli z wściekłością do słupa kaźni przy którym chłostano i biczowano skazańców. Słup ten stał osobno. Był na tyle wysoki, że człowiek słusznego wzrostu wyciągnąwszy ręce, mógł dosięgnąć dłonią do górnego, zaokrąglonego końca, opatrzonego żelaznym pierścieniem. Przyprowadziwszy Go do słupa, zdarli zeń gwałtownie ów worek, w który Go Herod kazał ubrać na szyderstwo i prawie po ziemi tarzali biednego Jezusa.
Jezus drżał na całym ciele, stanąwszy przed słupem. Tam własnoręcznie ściągał swe odzienie dłońmi drżącymi, okrwawionymi i opuchniętymi od ostrych pęt, naglony do pośpiech przez oprawców, którzy nie dawali Mu ani chwili spokoju. Modlił się i wzdychał przejmująco. Wzniósł ręce i objął nimi słup. Kaci, klnąc straszliwie i szarpiąc Nim, przymocowali Jego święte, wyciągnięte ręce do żelaznego pierścienia u góry i tak naciągnęli całe ciało, że nogi, przymocowane u dołu, zaledwie dotykały ziemi. I stał tak Najświętszy ze Świętych, obnażony, rozpięty na słupie przeznaczonym dla zbrodniarzy, w nieskończonej trwodze i hańbie, a dwaj z tych okrutników zaczęli ze zwierzęcą żądzą krwi siec rózgami Jego grzbiet od góry do dołu. Pan nasz i Zbawiciel, Syn Boga, prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek drgał i kurczył się jak nędzny robak pod razami tych łotrów. Jęczał cicho, a jęk Jego słodki, dźwięczny jak serdeczna modlitwa, mieszał się ze świstem biczów Jego oprawców.
Od czasu do czasu jak czarna chmura nawalna, wybuchał krzyk ludu i Faryzeuszów, tłumiąc te jęki święte, żałosne. Piłat bowiem układał się jeszcze z rozjuszonym motłochem, wrzeszczącym wciąż przeraźliwie: „Precz z Nim! Ukrzyżuj Go!" Więc chwilami dawał się słyszeć krótki głos trąby na znak, że Piłat chce mówić. Wrzaski milkły na chwilę i znowu słychać było chrzęst rózg, jęki Jezusa, przekleństwa oprawców. A zdała dochodziło żałosne beczenie baranków wielkanocnych, które właśnie myto z pierwszego brudu w sadzawce Owczej, obok bramy tejże nazwy. Nieopisanie wzruszające były te głosy bezradne, lękliwe, biednej trzody jagnięcej. Bek baranków wielkanocnych łączył się w jedną zgodną harmonię z westchnieniami Zbawiciela, prawdziwego Baranka ofiarnego. Po kwadransie biczowania odstąpili oprawcy, a przyłączywszy się do swych kolegów, zaczęli w najlepsze się zapijać. Po tak bolesnej operacji całe ciało Jezusa pokryte było pręgami sinymi, brunatnymi i czerwonymi a święta krew spływała w perlistych kroplach na ziemię. Drgania bolesne wstrząsały tym biednym ciałem, a wokoło, zamiast litości, słychać było tylko drwiąco, szydercze okrzyki.
Po krótkim odpoczynku rzuciła się druga para katów z nową wściekłością na Jezusa. Ci mieli znów inne rózgi, najeżone, zapewne z cierni, powtykane gęsto kolcami i kulkami. Pod ich silnymi uderzeniami pękały pręgi na ciele Jezusa, krew tryskała obficie w około, obryzgując ręce oprawców. Pod srogimi, bolesnymi razami jęczał Jezus i drgał boleśnie, ale nie przestawał modlić się.
Wreszcie przystąpiła trzecia para katów do Jezusa z nowymi biczami; były to pęki łańcuszków, czy rzemyków, umocowanych w żelaznej rączce, a zakończonych żelaznymi haczykami. Ci już nie ranili, ale po prostu odrywali tymi haczykami całe kawałki skóry i ciała, tak, że miejscami widać było nagie kości. Ale im okropności było mało; odwiązawszy sznury, obrócili Jezusa i przywiązali na powrót poranionym grzbietem do słupa. Jezus nie miał już tyle sił utrzymać się sam, więc przykrępowali Go powrozami przez piersi poniżej ramion i kolan, a ręce związali z tyłu w środku słupa. Jak wściekłe psy rzucili się znowu na Pana. Jeden z nich trzymał w lewej ręce mniejszą, cieńszą rózgę i tą smagał oblicze Jezusa raniąc je boleśnie. Nie było już zdrowego miejsca na Jezusie. Najświętsze, czci najgodniejsze ciało Syna Bożego, poszarpane bezlitośnie, przedstawiało jedną wielką ranę broczącą krwią. Więc Jezus tylko cicho pojękiwał, a z ust Jego wydobywał się słabnący głos: „Biada”! Cała ta straszna katusza trwała już prawie trzy kwadranse, gdy wtem przyskoczył z gniewem do słupa jakiś obcy człowiek z ludu, trzymając w ręku zakrzywiony nóż. „Stójcie!”— zawołał — „nie zabijajcie niewinnego człowieka!” Pijani kaci zatrzymali się chwilę ze zdziwieniem, a on jednym cięciem przeciął powrozy, krępujące Jezusa, związane z tyłu słupa w jeden gruby węzeł na wielkim żelaznym bolcu; uczyniwszy to, znikł zaraz na powrót w tłumie. Jezus nie podtrzymywany już powrozami, osunęło się przy słupie w kałużę własnej krwi. Tak pozostawili Jezusa kaci, a sami poszli dalej pić. Przez cały czas biczowania pod gradem bolesnych, obelżywych razów, Jezus modlił się wciąż i ofiarowywał Siebie Ojcu jako przebłaganie za grzechy wszystkich ludzi. Kilkakroć widziałam, jak zjawiali się przy Nim bolejący aniołowie, by Go pocieszyć. Teraz także, gdy leżał poraniony u słupa pojawił się przy Nim anioł, by Go pokrzepić. Po chwili odpoczynku wrócili znowu oprawcy i kopiąc Jezusa nogami, kazali Mu wstać, mówiąc, że chcą dokończyć dzieło przemienienia Go w króla. Bijąc Go i kopiąc, kazali Mu wziąć przepaskę, leżącą na boku; a gdy Jezus zaczął się czołgać ku niej, umyślnie odrzucali ją dalej nogami, śmiejąc się szyderczo. Długą chwilę musiał Jezus czołgać się z wysiłkiem po ziemi, pławiąc się we własnej krwi, zanim dosięgną przepaski i osłonił nią porozdzierane lędźwie. Biciem i kopaniem zmusili Go teraz oprawcy stanąć na obolałych nogach, nie dali Mu nawet czasu na przywdzianie szaty, tylko zarzucili Mu ją byle jak na ramiona i tak popędzili Go spiesznie na wewnętrzny dziedziniec wartowni”).
Dziś, nadal Chrystus jest nieustannie biczowany, tylko że tym razem, przez ludzi XXI wieku:
-którzy biczują Boga rozwiązłością płciową, nie szanując ciała swojego i innych ludzi…
-którzy biczują Boga gardząc człowiekiem słabym, ubogim, bezdomnym, doświadczonym przez życie…
-którzy biczują Boga, stosując przemoc wobec bliźnich, jak rodzice znęcający się nad swoimi dziećmi, albo rówieśnicy nad swoimi kolegami a może nawet – o zgrozo – wnuki nad swoimi dziadkami...
-którzy biczują Boga w świecie, prześladując chrześcijan, będących – zresztą tak jak inni ludzie – dziećmi Bożymi…
Dlatego jako człowiek wierzący stań niewzruszonym murem i bez wstydu, przed poranionym ciałem Zbawcy, które dostrzeżesz w bliźnim. Stań. Osłoń Je sobą – i okaż swoją odwagę, pokazując, że jako dojrzały chrześcijanin, jesteś gotowy przyjąć nie jeden bicz w Imię JEZUSA. A to wszystko – tyko, albo aż – dlatego:
-że kochasz Boga,
-że kochasz drugiego człowieka,
-że masz wiarę,
-że jesteś katolikiem,
-że chcesz okazać wdzięczność za zbawienie…
Na koniec uświadom sobie, iż zawsze kiedy przyjmujesz Boga do swego serca, podczas Komunii Świętej – a szczególnie w czasie Wielkiego Postu – cały ubiczowany Chrystus przychodzi do Ciebie, ze zdrojem swych łask, które wypływają właśnie z ran Jego ubiczowanego Ciała. Dlatego kontempluj te rany, bo krew, która z nich wypływa obmywa Cię z wszystkich Twoich grzechów. Amen.
K. Emmerich, Pasja
[ Pobierz całość w formacie PDF ]