1. Fantom - Paulina, Patkowe
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tłumaczenie: ma_dzik00
1
Rozdział 1
Elena weszła na miękkie połacie trawy, której źdźbła uginały się pod jej stopami. Skupiska
szkarłatnych róży i fioletowych ostróżek wychylały się z ziemi. Nad nią wisiał olbrzymi
baldachim ze świecącymi latarniami. Na tarasie przed nią znajdowały się dwie rzeźbione
marmurowe fontanny, tryskające wodą z ogromną siłą. Wszystko było piękne, eleganckie i w
jakiś sposób znajome.
To pałac Bloddeuwedd
, powiedział głos w jej głowie. Jednak kiedy była tu ostatnio, cały teren
wypełniony był śmiejącymi się i tańczącymi gośćmi. Teraz nie było tu nikogo, ale ślady pozostały
po nich ślady: puste kieliszki zaśmiecały rozstawione na krańcach pola stoły; jedwabny szal leżał
przewieszony przez krzesło; samotny but na wysokim obcasie leżał na marmurze jednej z fontann.
Coś jeszcze wydawało się dziwne. Wcześniej cała sceneria była oświetlona piekielnym,
czerwonym światłem, które pokrywało wszystko w Mrocznym Wymiarze, zamieniając kolor
niebieski w fioletowy, biały w różowy, a różowy w aksamitny kolor krwi. Teraz wszystko
otoczone było przez jasne światło, a pełny biały księżyc płynął swobodnie nad jej głową.
Cichy odgłos ruchu dobiegał zza niej i Elena zdała sobie sprawę, że jednak nie jest sama. Ciemna
postać pojawiła się tam nagle, zbliżając się do niej.
Damon.
Oczywiście, że to był Damon, pomyślała Elena z uśmiechem. Jeśli ktokolwiek miałby pojawić się
niespodziewanie przed nią tutaj, w miejscu które wydawało się końcem świata- albo chociażby po
godzinie od zakończonego dobrego przyjęcia- to byłby to Damon. Boże, był taki piękny. Czarne
na czarnym: łagodne czarne włosy, oczy czarne jak północ, czarne jeansy i miękka czarna kurtka.
Kiedy ich oczy się spotkały, była tak szczęśliwa widząc go, że z trudnością łapała oddech. Rzuciła
się w jego ramiona obejmując go za szyję. Czuła twarde muskuły na jego ramionach i piersi.
- Damon- powiedziała, a jej głos z jakiegoś powodu trząsł się. Jej całe ciało także się trzęsło.
Damon pogłaskał jej ramiona uspokajając ją.
- Co się dzieje księżniczko? Nie mów mi, że się boisz.- Uśmiechnął się leniwie, a jego ręce
trzymały ją silnie.
- Boję się.- odpowiedziała.
- Ale czego się boisz?
To pytanie spowodowało, że na chwilę się zamyśliła. Potem, powoli przykładając policzek do
jego policzka, powiedziała: - Boję się, że to tylko sen.
- Powiem ci sekret, księżniczko.- Szepnął jej do ucha.- Ty i ja to jedyne prawdziwe rzeczy tutaj.
Wszystko inne jest snem.
- Tylko ty i ja?- Powtórzyła Elena, zaczęła ją męczyć uporczywa myśl, jakby o czymś zapominała
albo o kimś. Drobinka pyłu wylądowała na jej sukience, a ona bezmyślnie ją strzepnęła.
- Tylko my dwoje, Eleno.- Powiedział Damon ostro.- Jesteś moja. Ja jestem twój. Kochaliśmy się
od początku czasu.
Oczywiście. To dlatego się trzęsła- od radości. Był jej. Ona była jego. Należeli do siebie.
Wyszeptała tylko jedno słowo.- Tak.
I wtedy ją pocałował.
Jego usta były miękkie jak jedwab, a kiedy pocałunek się pogłębił, odchyliła głowę do tyłu
pokazując swoją szyję. Spodziewała się podwójnego ukłucia, które tak wiele razy już jej
zafundował.
2
Jednak kiedy to się nie stało, otworzyła oczy ze zdziwieniem. Księżyc był jaśniejszy niż
kiedykolwiek, a zapach róż wisiał ciężko w powietrzu. Wyrzeźbione rysy twarzy Damona były
nadal blade pod jego ciemnymi włosami i jeszcze więcej popiołu wylądowało na jego kurtce. W
jednej chwili wszystkie te małe wątpliwości, które ją nękały złączyły się w całość.
O, nie. O, nie.
- Damon.- Wysapała z trudem patrząc desperacko w jego oczy, gdy jej zaczęły wypełniał się
łzami.- Nie możesz tu był, Damonie. Jesteś… martwy.
- Od ponad pięciuset lat, księżniczko.- Damon błysnął swoim oślepiającym uśmiechem. Jeszcze
więcej pyłu zaczęło ich otaczał niczym szary deszcz. Taką samą szarością jak ta, pod którą był
pochowany Damon, światy i wymiary stąd.
- Damon… teraz jesteś martwy. Nie nie umarły… już cię nie ma.
- Nie, Eleno…- Zaczął migotał i znikął jak przepalona żarówka.
- Tak. Tak! Obejmowałam cię kiedy umierałeś…- Bezradnie łkała Elena.
Już w ogóle nie czuła ramion Damona. Znikał w lśniącym świetle.
- Posłuchaj mnie, Eleno…
Trzymała światło księżyca. Cierpienie ogarnęło jej serce.
- Musisz tylko mnie wezwał.- Powiedział głos Damona.- Musisz tylko…
Jego głos zniknął w odgłosie wiatru poruszającego drzewami.
Oczy Eleny otworzyły się nagle. Przez mgłę zarejestrowała, że znajduje się w pokoju
wypełnionym światłem słonecznym, a ogromny czarny kruk siedział na framudze otwartego okna.
Ptak przechylił głowę na boki i zakrakał obserwując ją jasnymi oczami.
Zimny dreszcz przebiegł po jej kręgosłupie.- Damon?- Szepnęła.
Ale kruk rozpostarł swoje skrzydła i odleciał.
Rozdział 2
Drogi Pamiętniku,
JESTEM W DOMU! Trudno mi w to uwierzyć, ale tu jestem. Obudziłam się z bardzo dziwnym
przeczuciem. Nie wiedziałam gdzie jestem i tylko leżałam czując zapach płynu do płukania na
pościeli, zastanawiając się dlaczego wszystko wydaje się takie znajome.
Nie byłam w rezydencji Lady Ulmy. Tam spałam w najgładszej satynie i najbardziej miękkim
aksamicie, a powietrze pachniało niewinnością.
Nie byłam też w pensjonacie- Pani Flowers pierze pościel w jakiejś dziwnie pachnącej ziołowej
mieszance. Bonnie mówi, że to dla ochrony i dobrych snów.
I nagle to do mnie dotarło, już wiedziałam. Byłam w domu. Stróże to zrobili! Sprowadzili mnie do
domu.
Zmieniło się wszystko i nic. To ten sam pokój, w którym spałam od kiedy byłam malutkim
dzieckiem: moja wiśniowa, drewniana toaletka i bujany fotel; mały wypchany czarno- biały pies,
którego Matt wygrał na świątecznym karnawale w pierwszej klasie liceum ciągle leżał na mojej
szafce; moje biurko; rzeźbione, antyczne lustro nad moją toaletką; i plakaty Moneta i Klimta z
3
wystawy w muzeum, na którą zabrała mnie ciocia Judith, kiedy byłyśmy w Waszyngtonie. Nawet
mój grzebień i szczotka leżały grzecznie obok siebie na mojej toaletce. Wszystko tak jak być
powinno.
Wstałam z łóżka i użyłam srebrnego nożyka do otwierania listów leżącego na moim biurku.
Podważyłam nim sekretną deskę w podłodze mojej szafy, mojej dawnej kryjówki i znalazłam ten
pamiętnik, dokładnie tam gdzie schowałam go wiele miesięcy temu. Ostatni wpis dodałam przed
Dniem Założycieli w listopadzie zanim… umarłam. Zanim opuściłam dom i już nigdy nie
wróciłam. Do teraz.
W tamtym wpisie szczegółowo opisałam nasz plan odebrania mojego innego pamiętnika, tego
który zabrała mi Caroline, tego który chciała odczytać na głos na paradzie Dni Założycieli,
wiedząc, że to zrujnuje mi życie. Następnego dnia utonęłam w rzece Wickery i zmartwychwstałam
jako wampir. A potem umarłam znowu i powróciłam jako człowiek i podróżowałam do Mrocznego
Wymiaru i miałam tysiące przygód. A mój stary pamiętnik leżał właśnie tu gdzie o zostawiłam,
pod podłogą szafy, czekając na mnie.
Ta inna Elena, ta którą Stróże umieścili w pamięci innych, była tutaj przez wszystkie te miesiące,
chodziła do szkoły i prowadziła normalne życie. Ta Elena tutaj nie pisała. Ulżyło mi, naprawdę.
Jakie to byłoby straszne zobaczyć wpisy do pamiętnika swoim charakterem pisma i nie pamiętać
niczego co zawierały? Chociaż mogłoby był to pomocne. Nie mam pojęcia co wszyscy w Fell’s
Church myślą o tym co się działo przez te miesiące od Dnia Założycieli.
Całe miasto Fell’s Church dostało nową szansę. Kitsune zniszczyli to miasto tylko z chęci zabawy.
Zwracali dzieci przeciwko ich rodzicom, powodowali, że ludzie niszczyli sami siebie i wszystkich,
których kochali.
Ale teraz, nic z tych rzeczy nigdy się nie wydarzyło.
Jeśli Stróże dotrzymali słowa, wszyscy którzy wtedy zginęli, teraz znowu żyją: biedna Vickie
Bennett i Sue Carson zamordowane przez Katherine, Klausa i Tylera Sallwooda poprzedniej
zimy; nieznośny pan Tanner; ci niewinni, których zabili kitsune lub spowodowały ich śmierć.
Mnie. Wszyscy znowu wrócili, wszyscy zaczynają od początku.
I oprócz mnie i moich najbliższych przyjaciół- Merdith, Bonnie, Matta, ukochanego Stefana i Pani
Flowers- nikt nie wie, że życie nie potoczyło się zwyczajnie po Dniu Założycieli.
Wszyscy dostaliśmy jeszcze jedną szansę. Udało nam się. Ocaliliśmy wszystkich.
Wszystkich oprócz Damona. On ocalił nas, na końcu, ale my nie mogliśmy ocalić jego. Nie ważne
jak bardzo próbowaliśmy i jak desperacko błagaliśmy, to nie było sposobu by Stróże mogli
sprowadził go z powrotem. Wampiry nie przeżywają reinkarnacji. Nie idą do Nieba, Piekła ani
żadnego innego miejsca po śmierci. Po prostu… znikają.
Elena na chwilę przestała pisać i wzięła głęboki oddech. Jej oczy wypełniły się łzami, ale znowu
pochyliła się nad pamiętnikiem. Musiała powiedzieć całą prawdę jeśli prowadzenie pamiętnika
miało mieł jakikolwiek sens.
Damon zmarł w moich ramionach. Katuszą było patrzenie jak mi się wymyka. Ale nigdy nie
powiem Stefanowi co naprawdę czułam w stosunku do jego brata. To byłoby okrutne. I co
dobrego by teraz z tego przyszło?
Nadal nie mogę uwierzył, że go nie ma. Nie było nikogo bardziej żywego niż Damon, nikogo kto
kochałby życie bardziej niż on. Teraz nigdy się tego nie dowie—
W tym momencie drzwi pokoju Eleny nagle się otworzyły, a Elena z sercem w gardle, zatrzasnęła
pamiętnik. Ale intruzem była tylko jej młodsza siostra, Margaret, ubrana w różową piżamę w
4
kwiatki, jej jedwabne, jaśniutkie włoski sterczały na środku jak grzebień koguta. Pięciolatka nie
zwolniła dopóki prawie nie usiadła na Elenie, a potem rzuciła się na nią z otwartymi ramionami.
Wylądowała na swojej starszej siostrze, pozbawiając ją oddechu. Policzki Margaret były mokre,
jej oczy błyszczały, a malutkie rączki wczepiły się w Elenę.
Elena objęła ją równie mocno, czując ciężar swojej siostrzyczki i wdychając słodki zapach
szamponu dla dzieci i ciasto liny Play- Doh.
- Tęskniłam za tobą!- Powiedziała Margert, jej głos był prawie na granicy płaczu.- Eleno! Tak
bardzo za tobą tęskniłam!
- Co?- Mimo, że bardzo starała się by jej głos zabrzmiał łagodnie, Elena słyszała, że się trzęsie.
Zdała sobie sprawę, że nie widziała Margaret, tak naprawdę, od ponad ośmiu miesięcy. Ale
Margaret nie mogła o tym wiedzieł.- Tak bardzo się za mną stęskniłaś od wczorajszego wieczoru,
że przybiegłaś tutaj mnie szukał?
Margaret powoli oderwała się od Eleny i patrzyła na nią. Jasne, niebieskie oczy pięcioletniej
Margaret w specyficzny sposób, intensywnie znajomy sposób, który przeszył Elenę dreszczem.
Ale Margaret nie powiedziała ani słowa. Jeszcze bardziej przytuliła się do Eleny, podwijając się i
pozwalając by jej główka oparła się o ramię Eleny.- Miałam zły sen. Śniło mi się, że mnie
zostawiłaś. Odeszłaś.- Ostatnie słowo było cichutkim szeptem.
- Och, Margaret,- powiedziała Elena przytulając cieplutkie ciałko swojej siostry.- to był tylko sen.
Nigdzie się nie wybieram.- Zamknęła oczy i trzymała Margaret, modląc się by siostra naprawdę
miała tylko koszmar i że nie wymknęła się zaklęciu Stróży.
- W porządku, moje słodkości, czas wstawać.- Powiedziała Elena po kilku minutach, delikatnie
łaskocząc Margaret.- Zjemy razem bajeczne śniadanie? Zrobić ci naleśniki?
Margaret usiadła i popatrzyła na Elenę swoimi wielkimi, niebieskimi oczami.- Wujek Robert robi
gofry.- Powiedziała.- Zawsze robi gofry w niedzielne poranki. Pamiętasz?
Wujek
Robert. Racja. On i ciocia Judith wzięli ślub po śmierci Eleny. – Oczywiście, że robi,
króliczku.- Powiedziała lekko.- Po prostu na chwilkę zapomniałam, że dzisiaj jest niedziela.
Teraz kiedy Margaret o tym wspomniała, usłyszała kogoś na dole w kuchni. Poczuła też piękny
zapach. Pociągnęła nosem.- Czy to bekon?
Margaret przytaknęła.- Gonimy się do kuchni!
Elena zaśmiała się i rozciągnęła.- Daj mi chwilkę na rozbudzenie. Spotkamy się na dole.
Znowu
będę mogła porozmawiać z ciocią Judith,
zdała sobie sprawę z nagłym przypływem radości.
Margaret wyskoczyła z łóżka. Zatrzymała się przy drzwiach i spojrzała na swoją siostrę.-
Naprawdę zejdziesz na dół, tak?- Zapytała z wahaniem.
- Tak, naprawdę.- Odpowiedziała Elena. Margaret uśmiechnęła się i pobiegła korytarzem.
Obserwując ją, Elenę jeszcze raz poraziła myśl jaką to wspaniałą drugą szansę, trzecią szansę tak
naprawdę jej dano. Przez chwilę Elena chłonęła esencję swojego, drogiego, ukochanego domu,
miejsca w którym nie sądziła, że jeszcze kiedykolwiek będzie jej dane żyć. Słyszała wysoki,
wesoły głosik Margaret dobiegający z dołu, głębszy dudniący głos odpowiadającego jej Roberta.
Miała takie szczęście, mimo wszystko, że znowu mogła był w końcu w domu. Co mogłoby był
cudowniejsze?
Jej oczy wypełniły się łzami, zamknęła je. Co za głupia rzecz do pomyślenia. Co mogłoby był
cudowniejsze? Jeśli kruk na jej parapecie byłby Damonem, gdyby wiedziała, że on gdzieś tam
jest, gotowy żeby błysnąd swoim leniwym uśmiechem albo celowo ją zirytować. Tak, to byłoby
cudowniejsze.
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]