01.Mateusza 3, Barclay Komentarz NT, William Barclay
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
William Barclay
EWANGELIA
ŚW. MATEUSZA
Tom III
Poznań 2002
89
Tłumaczył: Zdzisław Pawlik
Wydanie poprzednie ukazało się nakładem
Wydawnictwa „Słowo Prawdy” w 1977 r.
Redakcja: Adam Ciorga
Góra przemienienia (17,1-8)Po doniosłym wydarzeniu pod Cezareą Filipową nastąpiła wielka chwila na Górze Przemienienia. Przyjrzyjmy się najpierw scenerii miejsca, w którym Jezus ukazał się w chwale trzem wybranym uczniom. Istnieje tradycja, która wiąże Górę Przemienienia z Górą Tabor. Ta koncepcja wydaje się jednak nieprawdopodobna. Na szczycie Góry Tabor znajdowały się warowna forteca i wielki zamek. Jest rzeczą niemal niemożliwą, aby Przemienienie nastąpiło na Górze, która była fortecą. Bardziej prawdopodobne jest umiejscowienie akcji wydarzenia na Górze Hermon. Góra ta była oddalona o około 25 km od Cezarei Filipowej. Jest to góra bardzo wysoka, tak wysoka, że widać ją nawet znad Morza Martwego, w każdym zakątku Palestyny, w promieniu 150 km. Hermon wznosi się na wysokość około 3000 metrów, a około 3500 metrów nad Doliną Jordanu. Opisane wydarzenie nie mogło się rozegrać na samym szczycie góry, jest bowiem zbyt wysoka. Kanonik Tristram opowiada, jak wspinał się na tę górę w towarzystwie innych osób. Właściwie można było wjechać konno prawie na sam szczyt. Zajęło to około 5 godzin czasu. Na tak wysokim szczycie trudno się poruszać. Tristram mówi: „Na szczycie góry spędziliśmy większą część dnia. Wszakże bardzo dokuczała nam rozrzedzona atmosfera”. Przemienienie musiało nastąpić na jednym z pięknych zboczy góry w nocy. Łukasz mówi, że uczniowie zasnęli (Łk 9,32). Dopiero następnego dnia Jezus i uczniowie zeszli na równinę, gdzie nastąpiło spotkanie z oczekującym na nich ojcem epileptyka (Łk 9,37). Wspaniała wizja ukazała się zapewne o zachodzie słońca lub późnym wieczorem, a może nawet w nocy.
Zadajmy sobie pytanie: Dlaczego Jezus udał się na tę górę? Dlaczego zarządził wyprawę na samotne zbocze górskie? Ewangelista Łukasz daje odpowiedź, stwierdza, że Jezus się modlił (Łk 9,29). Wczujmy się w położenie Jezusa. W owym czasie znajdował się na drodze prowadzącej do Krzyża. Tego był absolutnie świadomy, mówił o tym uczniom stale. W Cezarei Filipowej absorbuje Go jeden problem i podejmuje jedno zagadnienie. Pragnie się dowiedzieć, czy ktokolwiek poznał, kim On jest na prawdę. Na swe pytanie otrzymuje wspaniałą odpowiedź. Piotr pojął bowiem rzecz niezwykłej wagi, mianowicie: że Jezus jest Synem Bożym. Istniał jednak jeszcze ważniejszy problem, który Jezus chciał rozwiązać przed udaniem się w ostatnią podróż. Chciał mieć absolutną pewność, że czyni to, czego od niego żąda Bóg. Chciał być pewny, że Bóg rzeczywiście żąda, aby udał się do Jerozolimy, na Krzyż. Poszedł przeto na Górę Hermon, aby zadać pytanie Bogu: „Czy spełniam Twą wolę, kierując twarz w stronę Jerozolimy?”. Udał się na Górę Hermon, by wysłuchać poleceń Boga. Jezus nie czynił żadnego kroku bez zasięgnięcia Boskiej rady. Jakże mógł podjąć największe dzieło bez poradzenia się Boga? W każdej sytuacji Jezus zadawał tylko jedno i wyłącznie jedno pytanie: „Czy Bóg tego ode mnie żąda” I to właśnie pytanie chciał zadać na ustronnym zboczu Góry Hermon.
Pomiędzy Jezusem a nami istnieje zasadnicza różnica, mianowicie: Jezus zawsze pytał: „Czego Bóg oczekuje ode mnie?”. My niemal zawsze pytamy: „Co ja pragnę uczynić?”. Często słyszy się, że Jezus był bez grzechu. Co przez to rozumiemy? Właśnie to, że Jezus nie znał innej woli oprócz woli Boga.
Kiedy przed Jezusem wyłaniał się jakiś problem, to nigdy nie usiłował go rozwiązać tylko dzięki sile własnego intelektu, nie pytał o radę ludzi, lecz szedł z tym problemem na bezludne miejsce i rozmawiał z Bogiem.
Błogosławieństwo przeszłości (17,1-8 ciąg dalszy)Na zboczach góry ukazały się Jezusowi dwie wielkie postacie: Mojżesz i Eliasz. Warto zwrócić uwagę na to, jak pod wielu względami przeżycia tych dwóch znakomitych przywódców narodu i sług Bożych przypominają dzieje Jezusa. Kiedy Mojżesz zszedł z Góry Synaj, nie uświadamiał sobie, że cera jego oblicza promienieje (2 Mjż 34,29). Mojżesz i Eliasz przeżyli najbardziej spotkanie z Bogiem właśnie na szczycie góry. Właśnie na Górze Synaj Mojżesz otrzymał tablice Zakonu (2 Mjż 31,18). Na Górze Horeb Eliasz poznał Boga nie w wichrze, nie w trzęsieniu ziemi, ale w cichym, łagodnym głosie (1 Krl 19,9-12). Dziwna była śmierć Mojżesza na Górze Nebo. Tekst mówi , że sam Bóg pogrzebał wielkiego wodza narodu: „I pochował go Pan w dolinie, ziemi Moabskiej, naprzeciw Bef-Peor, a nikt nie zna jego grobu, aż po dziś dzień”. Jeśli chodzi o Eliasza, to zgodnie ze starą relacją, oddalił się on w wozie ognistym z pola widzenia zdumionego Elizeusza (2 Krl 2,11). Owe dwie postacie, które ukazały się Jezusowi, gdy kierował wzrok ku Jerozolimie, to ludzie, którzy byli tak wielcy, że nie sądzone im było umrzeć.
Co więcej, zgodnie z wierzeniami Żydów Eliasz miał być poprzednikiem i zwiastunem Mesjasza. Niektórzy żydowscy nauczyciele wierzyli, że kiedy przyjdzie Mesjasz będzie mu towarzyszył Mojżesz. Łatwo wytłumaczyć właściwość zjawienia się Mojżesza i Eliasza. Żadna z tych racji nie tłumaczy wszakże przyczyny zjawienia się Mojżesza i Eliasza przed Jezusem.
Powróćmy do relacji Łukasza o Przemienieniu. Łukasz mówi, że Mojżesz i Eliasz rozmawiali z Jezusem „o Jego zgonie, który miał nastąpić w Jerozolimie” (Łk 9,31). Słowo zgon w języku greckim jest bardzo wymowne. Brzmi ono: exodus. Dwaj mężowie przeszłości rozmawiali z Jezusem na temat Jego exodusu. Słowo exodus nasuwa szczególne skojarzenia. Tego słowa zawsze używa się na określenie wyjścia ludu Izraelskiego z ziemi egipskiej na wędrówkę po nieznanej pustyni, kończącą się przybyciem do Ziemi Obiecanej. Słowo exodus jest słowem, które określa to, co moglibyśmy nazwać największą przygodą w historii człowieka, wyprawą, w której cały naród, ufny w obietnice Boże, wyrusza w nieznane. To właśnie miał uczynić Jezus. W pełnej ufności Bogu miał udać się w niezwykle ryzykowną podróż do Jerozolimy, podróż najeżoną niebezpieczeństwami, oznaczającą Krzyż, ale także kończącą się uwielbieniem. W przekonaniu żydów, Mojżesz i Eliasz symbolizowali pewne urzędy. Mojżesz był największym prawodawcą. Był on wyjątkowym człowiekiem który przekazał ludziom prawo Boże. Eliasz był największym prorokiem. Przez niego, niezwykle bezpośrednio, przemawiał głos Boży do ludzi. Te dwie postacie reprezentują szczyty dziejów religijnych i osiągnięć Izraela. Ci dwaj najwięksi w historii Izraela ludzie przychodzą do Jezusa w momencie, kiedy przygotowuje się do wyruszenia w ostatnią największą i najbardziej ryzykowną podróż w nieznane. Upewniają Go, że tę podróż winien odbyć. W ich postacie wcieliła się historia i wskazała Jezusowi drogę. Przez nich historia uznała w Jezusie swe dopełnienie. Największy prawodawca i największy prorok uznali Jezusa za tego, o którym śnili i którego zapowiadali. Ich zjawienie się było dla Jezusa sygnałem do wymarszu. Tak więc największe postacie ludzkości oświadczają Jezusowi, że znajduje się na właściwej drodze i nakazują Mu rozpocząć ryzykowny exodus do Jerozolimy, na Golgotę.
Należy podkreślić jeszcze jeden fakt. Największy prawodawca i największy prorok nie tylko upewnili Jezusa o tym, że postępują słusznie. Rozległ się jeszcze głos Boga potwierdzający, że Jezus jest na właściwej drodze, że jest to droga Boża, że tą drogą winien iść. Wszyscy Ewangeliści piszą o świetlistym obłoku, który zakrył rozmawiających. Obłok ma swe szczególne miejsce w historii Izraela. Zawsze świetlisty obłok oznaczał szechine, chwałę Wszechmogącego Boga. Przyjrzyjmy się, jak ten obłok występuje w dziejach Izraela. W Exodus czytamy o słupie obłokowym, który prowadzi lud. (2 Mjż 13,21-22). Również w Exodus czytamy o budowie i dokończeniu Przybytku. Pod koniec relacji następują takie słowa: „Wtedy to obłok okrył Namiot Spotkania, a chwała Pana napełniła Przybytek” (2 Mjż 40,34). Również w obłoku zstąpił Pan i dał tablice zakonu Mojżeszowi (2 Mjż 34,5). Jeszcze raz widzimy ten tajemniczy świetlisty obłok, mianowicie: przy poświęceniu świątyni Salomona: „A kiedy kapłani wyszli z Miejsca Świętego, ukazał się obłok napełniający świątynię Pana” (1 Krl 8,10-11, porównaj z 2 Krn 5,13-14; 7,2). W całym Starym Testamencie obłok symbolizuje tajemniczą chwałę Boga.
Możemy dodać jeszcze jeden charakterystyczny fakt. Podróżnicy opowiadają o dziwnym zjawisku związanym z Górą Hermon. Edersheim pisze: „Z Górą Hermon jest związane szczególne zjawisko: niezwykle szybko formują się na jej szczycie chmury. W ciągu kilku minut tworzy się wielka czapa chmur i równie szybko i całkowicie znika”. Niewątpliwie, w owym czasie pojawiła się na zboczu Hermonu chmura, i nic dziwnego, że początkowo uczniowie nie zwracali na nią uwagi, ponieważ Góra Hermon znana była z tego, że chmury szybko się tu pojawiają i szybko znikają. Ale zdarzyło się coś jeszcze. Obłok zaczął emanować tajemniczym blaskiem, rozległ się z niego głos Boskiego Majestatu. Była to Boża pieczęć aprobująca Jezusa, Syna Bożego. W tym momencie przyszła odpowiedź na modlitwę Jezusa. Wiedział już, co więcej, był absolutnie pewny, że postępuje słusznie, że musi wyruszyć do Jerozolimy.
Góra Przemienienia stanowiła dla Jezusa szczyt duchowego przeżycia. Przed nim był exodus. Czy obrał słuszną drogę? Czy słusznie udawał się do Jerozolimy na czekające Go tam ramiona krzyża. Po pierwsze, usłyszał werdykt historii, największego prawodawcy i największego proroka. Powiedzieli Mu oni, żeby szedł. Następnie, rzecz najważniejsza, usłyszał głos, który oznaczał aprobatę Boga. To przeżycie na Górze Przemienienia pozwoliło Jezusowi wkroczyć pewnie na drogę Krzyża.
Lekcja dla Piotra (17,1-8 ciąg dalszy)Epizod Przemienienia miał znaczenie nie tylko dla Jezusa, ale również dla uczniów.
1. Trzeba pamiętać, że wciąż byli oni oszołomieni wypowiedziami Jezusa, który stwierdzał kategorycznie, że musi udać się do Jerozolimy, gdzie będzie upokorzony, gdzie zostanie potraktowany jak przestępca, będzie cierpiał, zostanie ukrzyżowany i umrze. Tak więc najbliższa perspektywa rysowała się wyłącznie w czarnych barwach. Tymczasem atmosfera Góry Przemienienia tchnęła chwałą. Chwała, uwielbienie to podstawowe akcenty wydarzenia. Twarz Jezusa jaśniała jak słońce, a Jego szaty jaśniały jak światłość. Żydzi dobrze znali obietnicę Boga dla zwycięskiego Sprawiedliwego: „Jego twarz będzie jaśnieć jak słońce” (2 Ezd 7,97). Błyszczące szaty mogły się wyłącznie kojarzyć z szechiną chwałą Boga opromieniającą lud. Zwróćmy uwagę na mały fragment tekstu, który wiele wyjaśnia. W ośmiu krótkich wersetach aż trzykrotnie występuje wstawka: „Oto!”. Mateusz relacjonując wydarzenie nie może oprzeć się pokusie użycia tego wykrzyknika, który sygnalizuje coś niezwykłego. Rzeczywiście, zdarzyło się coś, co podniosło serca uczniów, pozwoliło im ujrzeć chwałę poprzez chmury poniżenia, triumf przed upokorzeniem, koronę błyszczącą za Krzyżem. Oczywista, wówczas jeszcze tego wszystkiego nie rozumieli, lecz widocznie pojęli w jakimś stopniu, że Krzyż nie oznacza całkowitego poniżenia, że w jakiś sposób zwiąże się z chwałą, że chwała rzeczywiście opromieniała drogę do Jerozolimy i śmierć Jezusa.
2. Co więcej, Piotr tej nocy nauczył się dwu lekcji. Kiedy uświadomił sobie, co się wydarzyło, zareagował wysunięciem propozycji zbudowania trzech namiotów: jednego dla Jezusa, jednego dla Mojżesza i jednego dla Eliasza. Piotr był zawsze człowiekiem czynu. Zawsze musiał coś robić. Wielkie znaczenie posiada jednak moment ciszy, chwila kontemplacji, zadziwienia, uwielbiania, nabożnej czci w poczuciu obecności najwyższego majestatu. „Uspokójcie się a wiedzcie, żem Ja Bóg” (Ps 46,11). Nieraz jesteśmy bardzo zajęci usiłując coś zrobić, podczas gdy lepiej byłoby w tym momencie milczeć, słuchać, zastanawiać się, wielbić Boga. Zanim człowiek przysposobi się do walki, wyruszy w drogę, winien zastanowić się, pomodlić.
3. Istniała też druga strona medalu. Wiadomo, że Piotr chciał pozostać na górze. Chciał, by ta wielka chwila przedłużyła się jak najbardziej. Nie chciał zejść w dół, do codziennych powszednich zajęć, nie chciał do nich wrócić. Chciał na zawsze pozostać w atmosferze chwały. To uczucie nikomu nie jest obce. Istnieją momenty intymnych przeżyć, ukojenia, uczucia bliskości Boga. Kto ich zaznał, chciałby by trwały w nieskończoność. A. H. McNoile: „Góra Przemienienia jest zawsze bardziej ponętna niż codzienna służba lub droga Krzyża”. Góra Przemienienia, wszakże, jest nam dana po to, by przygotować nas do codziennej służby, uzdolnić do kroczenia drogą Krzyża. Zuzanna Wesley tak się modliła: „Panie, pomóż mi pamiętać o tym, że pobożność nie ogranicza się do zboru lub mego gabinetu, że przeżywa się ją nie tylko w modlitwie i rozmyślaniu, ale, że wszędzie gdzie jestem winnam być świadoma Twej obecności”. Moment przeżywania chwały nie jest czymś samym dla siebie. Jest przeznaczony po to, by zwykłym rzeczom nadać blasku, jakiego przedtem nigdy nie miały.
Uczenie się drogi krzyża (17,9-13.22.23)I tu Jezus nakazuje zachowanie tajemnicy. Było to konieczne, istniało bowiem niebezpieczeństwo, że ludzie ogłoszą Jezusa Mesjaszem, nie poznawszy uprzednio, kim On jest naprawdę. Należało radykalnie i zasadniczo zmienić ich koncepcje dotyczące zarówno Jego poprzednika jak i samego Mesjasza.
Trzeba było wiele czasu na wymazanie z ich świadomości idei wojowniczego Mesjasza. W umysłowości żydowskiej była ona zakorzeniona tak mocno, że zmiana jej wydawała się niemal niemożliwa. Wersety 9 do 13 to bardzo trudny tekst. Ich tło stanowi następująca idea. Żydzi wierzyli, że przed przyjściem Mesjasza zjawi się Eliasz jako jego zwiastun, poprzednik. „Oto Ja poślę wam proroka Eliasza przed nadejściem dnia Pana, dnia wielkiego i strasznego”. Tak pisze Malachiasz, a następnie dodaje: „...i skłoni serce ojców ku synom, a serce synów ku ich ojcom, aby nie przyszedł i nie poraził ziemi izraelskiej przekleństwem” (Mal 4,5.6). Żydzi pielęgnowali ideę przychodzącego Mesjasza, aż w końcu uwierzyli, że Eliasz nie tylko przyjdzie, ale przed przyjściem Mesjasza wszystko odnowi, innymi słowy, przygotuje świat do jego przyjścia. Wierzyli, że Eliasz będzie wielkim i budzącym lęk reformatorem, który przejdzie przez świat niszcząc wszelkie zło, naprawiając wszystko. Koncepcje te skłaniały ich do tego, że o poprzedniku Mesjasza jak i o nim samym myśleli w kategoriach potęgi i siły.
Jezus koryguje te opinie. „Uczeni w Piśmie powiadają, że Eliasz przyjdzie jak podmuch oczyszczającego wichru i pożerającego ognia. On wszakże już przyszedł, lecz jego drogę cechowało cierpienie i ofiara. Taka też będzie droga Syna Człowieczego”. Jezus stwierdza, że droga Bożej służby nie prowadzi ludzi do unicestwienia, lecz zawsze charakteryzuje ją miłość zdobywająca się na największe poświęcenia.
Tej właśnie prawdy mieli się nauczyć uczniowie. Dlatego mieli milczeć do momentu, kiedy ją zrozumieją. Jeśli by zaczęli głosić Mesjasza – zdobywcę, wówczas tragedia byłaby nieunikniona. Obliczono, że w stuleciu poprzedzającym Ukrzyżowanie co najmniej dwieście tysięcy Żydów straciło życie w nieudanych i bezsensownych powstaniach i buntach. Zanim ktokolwiek zacznie głosić Chrystusa, winien uprzednio poznać, kim On jest. Tak też dopóki uczniowie nie nauczali się, iż Krzyż jest niezbędny, mieli milczeć. Naszym obowiązkiem jest głosić nie własne idee, ale poselstwo Chrystusa. Nikt nie może uczyć innych, dopóki Jezus go nie nauczy.
Niezbędna wiara (17,14-20)Zaledwie Jezus zstąpił z wyżyn niebiańskiej chwały, a już spotkał się z ziemskim problemem, z konkretnym żądaniem. Pod nieobecność Jezusa jakiś człowiek przyprowadził do uczniów chłopca epileptyka. Mateusz określa tę chorobę słowem seleniazesthai, co dosłownie znaczy: porażony księżycem, lunatyk. Zgodnie z duchem owych czasów ojciec przypisywał stanowi chłopca działanie złych duchów. Stan chłopca był bardzo poważny, był on niebezpieczny i dla siebie i dla otoczenia. Słyszymy przejmujący ojca głos błagającego o pomoc. Jezus natychmiast opanowuje sytuację, która wydawała się beznadziejna. Stanowczym głosem nakazuje demonowi opuścić chłopca. Zostaje on uleczony. W relacji występuje wiele godnych podkreślenia momentów.
1. Jesteśmy ujęci wiarą ojca chłopca. Chociaż uczniowie posiadali moc wyganiania demonów (Mt 10,1) w danym wypadku nie powiodło im się. Pomimo niepowodzenia uczniów ojciec nie zwątpił w moc samego Jezusa. Jakby mówił: „Pozwólcie mi tylko przyjść do Jezusa, a mój problem zostanie rozwiązany, otrzymam pomoc w mojej biedzie”. W relacji tej jest coś chwytającego za serce, a zarazem coś bardzo powszechnego i współczesnego. Jest wielu, którzy uważają, że Kościół, że wyznawcy Jezusa ich czasów, ich generacji zawiedli, że nie umieją sobie poradzić z chorobami toczącymi duszę człowieka. Mimo to w ich sercach pozostaje takie odczucie: „Gdybyśmy tylko mogli ominąć naśladowców Jezusa, gdybyśmy tylko przedarli się poza fasadę kościelnictwa i Kościoła, który zawiódł, gdybyśmy mogli tylko dotrzeć do samego Jezusa, na pewno otrzymalibyśmy to, czego potrzebujemy”. W słowach tych kryje się i potępienie nas i zarazem wyzwanie pod naszym adresem. Jeśli nawet ludzie stracili wiarę w Kościół, to właściwie nigdy nie utracili pełnej tęsknoty za samym Jezusem Chrystusem.
2. W relacji tej dostrzegamy również, że w stosunku do Jezusa wyrażano stale różne życzenia. Z Góry Chwały schodzi w dół pomagać ludziom w cierpieniach i potrzebach. Bezpośrednio po wysłuchaniu głosu Boga przychodzi słuchać rozpaczliwej prośby człowieka. Najwartościowszym i najbardziej podobnym do Chrystusa człowiekiem jest ten, kto nigdy nie uważa bliźnich za natrętów. Łatwo być chrześcijaninem w chwili modlitwy i rozmyślania. Łatwo odczuwać bliskość Boga w chwili oderwania się od świata. Nie jest to jednak prawdziwa pobożność, lecz eskapizm, uchylanie się od obowiązków życia. Prawdziwa pobożność oznacza podniesienie się z klęczek przed Bogiem po to, by spotkać się z ludźmi, z ich problemami i kłopotami. Prawdziwa pobożność to czerpanie siły od Boga po to, by udzielać jej innym. Prawdziwa pobożność oznacza spotykanie się z Bogiem w zamkniętej komorze, a z ludźmi na placu rynkowym. Prawdziwa pobożność oznacza zanoszenie własnych próśb do Boga nie po to, by mieć spokój i niczym niezakłócone, komfortowe życie, lecz byśmy byli w stanie sprostać potrzebom innych. Chrześcijanin, który pragnie naśladować Mistrza w czynieniu dobra nie będzie prosił o „skrzydła gołębicy”.
3. Smutek Jezusa. Nie mówi On tutaj, że życzy sobie, by uczniowie dali Mu wreszcie spokój. Wyraża inną myśl: „Jak długo mam być jeszcze z wami, abyście wreszcie zrozumieli?” Cierpliwość jest cechą chrześcijańską. Jeśli zaczynamy tracić cierpliwość patrząc na głupotę i brak rozsądku ze strony innych, przypomnijmy sobie o nieograniczonej cierpliwości Bożej w stosunku do nas, tak często błądzących, wykazujących brak lojalności, niezdolnych do uczenia się nawet na własnych błędach.
4. Nic się nie dzieje bez wiary. Kiedy Jezus mówi o poruszeniu gór posługuje się określeniem dobrze znanym Żydom. Wielkiego nauczyciela umiejącego dobrze interpretować Pismo Święte, rozwiązującego trudne zagadnienia określano mianem tego, który karczuje las, a nawet który „kruszy góry”. Rozbijanie, kruszenie gór było synonimem usuwania trudności. Jezus nigdy nie dawał do zrozumienia, że określenie to należy rozumieć w sensie fizycznym, dosłownym. Zresztą zwykły człowiek rzadko kiedy staje przed problemem przesunięcia góry. Intencję Jezusa można by sformułować tak: „Jeśli mielibyście dość wiary, pokonalibyście wszystkie trudności i wykonalibyście najtrudniejsze zadanie”. Wiara w Boga jest narzędziem, które pozwala człowiekowi przesuwać góry trudności tarasujące drogę.
Podatek na świątynię (17,24-27)Świątynia w Jerozolimie była dość kosztownym przybytkiem. Składano tu codziennie ofiarę poranną i wieczorną, ofiarę jednorocznego baranka – rano i wieczorem. Wraz z barankiem składano dodatkowo ofiary z wina, mąki i oliwy. Trzeba było również kupić i przygotować kadzidło, które palono każdego dnia. Kosztowne draperie i szaty kapłanów zużywały się. Szata arcykapłana była godna królewskiego okupu. Za to wszystko trzeba było płacić. Tak więc na podstawie Exodus 30, 13, każdy Żyd – mężczyzna, liczący powyżej 20 lat, winien był płacić roczny podatek na świątynię w wysokości połowy sykla. W czasach Nehemiasza, kiedy lud był biedny, podatek wynosił jedną trzecią sykla. Pół sykla równało się dwu greckim drachmom. Podatek ten nazywano didrachmą. Tak właśnie jest określony w naszym tekście. Była to równowartość zarobku za cztery, pięć dni pracy. W przeliczeniu na dzisiejszą wartość z podatku tego wpływało w sumie do skarbca około 200 tysięcy dolarów rocznie. Teoretycznie podatek ten był obowiązkowy i władze świątyni posiadały prawo położenia sekwestru na majątek człowieka, który uchylał się od płacenia należności.
Zbieranie podatku było dobrze zorganizowane. W pierwszy dzień miesiąca Adar, to znaczy w miesiącu marcu według naszej rachuby czasu, ogłaszano we wszystkich miastach i wioskach Palestyny, że nadszedł termin płacenia podatku. Piętnastego dnia tego miesiąca w każdym mieście wystawiano skarbnice, urny, do których wpłacano podatek. Jeśli ktoś nie zapłacił podatku do 25 dnia miesiąca Adar, wówczas zobowiązany był go wpłacić bezpośrednio w świątyni w Jerozolimie.
W naszej relacji Jezus płaci podatek w świątyni. Poborcy zjawili się u Piotra pytając, czy jego Mistrz zapłacił podatek. Nie ma wątpliwości, że pytanie zostało zadane w złej intencji. Spodziewano się, że Jezus odmówi uiszczenia podatku. Wówczas poborcy mieli prawo wystąpić z oskarżeniem przeciw Niemu. Piotr powiedział od razu, że Jezus płaci podatek. Zawiadomił Jezusa, a ten przytoczył przypowieść, którą relacjonują wersety 25 i 26. Można ją interpretować rozmaicie.
1. W starożytnym świecie zdobywcy, kolonizatorzy nie troszczyli się zbytnio o los podbitych narodów. Uważali raczej, że ludy podbite istnieją po to, żeby zapewnić im wygodne życie. W wyniku takiego punktu widzenia powstawały sytuacje, że poddani królewscy nigdy sami nie płacili podatku – jeśli panowali nad podbitymi narodami. Brzemię świadczeń niosły narody podbite, podczas gdy lud królewski był wolny, wyłączony z tego obowiązku. Jezus mógł wyrazić taką myśl: „Bóg jest Królem Izraela; lecz my jesteśmy prawdziwym Izraelem, ponieważ jesteśmy obywatelami królestwa Niebieskiego; obcy winni płacić, my jesteśmy wolni od świadczeń”.
2. Przypowieść może mieć jeszcze prostsze znaczenie. Jeśli jakiś król nakładał podatki na naród, to zazwyczaj nie dotyczyło to jego własnej rodziny i domowników. Podatki zbierano zwykle na utrzymanie dworu króla i jego rodziny. Tym razem chodziło o świątynię, która była domem Boga. Jezus zaś był Synem Bożym, Czyż nie powiedział – a tak należałoby to przetłumaczyć – gdy rodzice szukali Go w Jerozolimie: „Czyż nie wiedzieliście, że w domu Ojca mego ja być muszę?” (Łk 2,49). Czyż Syn jest zobowiązany płacić podatek, przeznaczony na dom własnego Ojca? Niemniej jednak Jezus stwierdził, że podatek trzeba zapłacić, co prawda nie z obowiązku prawa, lecz z wyższej powinności. Jezus powiedział, że zapłacić trzeba „abyśmy ich nie gorszyli”. Nowy Testament czasownikiem zgorszyć (skandalizein) i rzeczownikiem zgorszenie (skandalon) zawsze posługuje się w sposób szczególny. Czasownik ten nigdy nie ma znaczenia: obrażenia kogoś, poniżenia kogokolwiek. Oznacza raczej rzucenie komuś kłody pod nogi, by się przewrócił. Greckie słowo skan...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]